wtorek, 30 grudnia 2008

Life is what happens when I am making other plans

Mobilizacja w 8 minut, spóźnienie na pociąg, który ma 80 minut spóźnienia, faza "jestem zamknięta w puszcze bez internetu i nie mogę się dodzwonić" (w pociągu) - to przeboje dnia wczorajszego. Dobrze, ze zawsze znajdzie się Kamil, który pomoże znaleźć dobry produkt na półce, przy okazji znajdzie ci komputer zabierze na frytki i przejedzie się z tobą nowym cudem krakowskiego transportu, czyli oszukanym metrem pod postacią krakowskiego szybkiego tramwaju (już zarzygane wejście do stacji :)))) a potem sciągnie jeszcze w socjalizowanie się. W domu zimno, bo na zewnątrz zimno. Kto che - niech łapie teraz, bo uciekam...

niedziela, 28 grudnia 2008

Z pamietnika Muji fana



MUJI AWARDS tu.
(co to? to: Silver Prize: Trash pack for outdoors, Keb & Eri Sugimoto from United States)

No i wszędzie Herzog, którego dostałąm pod choinkę i się już nie rozstanę



(nie znosiłam Herzoga)

Niedziela po świętach

wszyscy zdezorientowani, nikt nie wie co robić.
Aponiewaz pracuję i musze pracować i juz od tego mnie mdli to mnie ciągnie.
Mnie ciągnie: do przeszłości, do przyszłości, do czeskich hoteli, na francuskie campingi.
Tesknie za stolikiem turystycznym, namiotem albo obco-swoim językiem i słońcem na śniegu. Zdjęcie poniżej trochę oddaje wszystko po kolei. Basen, ukryte pragnienia, autonautów, dobre rozmowy kiedyś, wage lektury kiedyś, cośtam kiedyś kiedyś i coś.
Cos w rodzaju zajecia na Gołebiej w pełnym słońcu.
Kto wie ten wie.

sobota, 27 grudnia 2008

Lista przypominajka

Londyn,
Paryż,
Amsterdam,
Lwów
Arles
Londyn,
Bruksela,
Berlin

o czym zapomniałam?

CACHE na wspomnieniach z Arles.

Za oknem głownie, srebrno, srebrzyście, gołębio, tweedowo czyli świat wygląda jak stara szmata a tu przypadkiem znajduję ukryte wspomnienia z lata w Arles.
Zawsze mnie ciekawiło na ilu zdjęciach jesteśmy tak naprawdę? Ile osób w odwiedzających Kraków ma nas (kawałek ręki, plecki) na zdjęciu z głupawki. Jest taki projekt niejeden, ja wiem.

Więc mówię mamie, chodź zobacz jak Walken tańczy

... a ona mówi: widziałam to na youtubie.

Esprit d'escalier total


Czemu takie słodycze znajduję PO?
Może PO to, żeby PO nich coś zmienić i żeby PO POwiedzieć sobie :
Pierdolę, następne święta na Bali.
I to jest plan.

Nie wymaganiom, oczekiwaniom i znoszeniu.
Pa pa.
Pa pa ;)

(a obrazek u Jasia Kapeli)

Ještěd - zakochałam sie w hotelu



The building of a restaurant and hotel in the Jested tower is a unique piece of architecture. The construction started in 1965 and the building was opened on 7th July 1973. It was designed by architect K. Hubacek who received the Perret’s Prize of the International Union of Architects for it.

Prawdziwy odlot jest dopiero w galerii na stronie hotelu....

piątek, 26 grudnia 2008

Nadal pod wrażeniem.


Mam nadzieję, ze uda nam się sprowadzić Nein Onkel. Kliknijcie, żeby sobie powiększyć i zobaczyć jak to wszystko wygląda... Mieszają mi się opowieści mojego ojca z dzieciństwa - kiedy znalazł jeża pod Studziankami z jakąś beznadziejną dyskusją a propos tego, ze Hitler przeciez był gejem etc.

Co robią dziewczynki jak zostają same i mają się bawić?
Co robią chłopcy jak zostają sami i maja sie bawić?
Co to jest ułańska fantazja?
Czemu wszystko zawsze się sprowadza do założenia sukieneczki?

Tajemnice twierdzy szyfrów

STAT: właśnie ktoś wszedł na mojego bloga kierując się frazą "niemyte cipki" - POWINSZOWAĆ.
Co ty na to Paweł?

copyright bęc zmiana

środa, 24 grudnia 2008

A wczoraj byłam na otwarciu fontanny ....

W GRUDNIU!!!! Ku rozczarowaniu domowej wersji doktora House'a - żadne dziecko nie wleciało w otwartą (noooormalnie jak w Metropolitanie Fostera ;) fontannę. Zaproponował więc własnemu dziecku żeby może się przebiegło przez środek , byc moze nawet z nim . Do domu było blisko, ale środka strzegła czapla ( co to mi sie wydawało, ze kuprem w górę, ale sie okazało, że się nie znam...) .
Napisze wam, bo nie wiecie - wcześniej w parku był czołg na którym sie praktycznie wychowałam. Pózniej jego miejsce zajęło rachityczne dębowe drzewko, co umierało co 2 tygodnie i potajemnie było wymieniane przez pracownikow służb porządkowych (po nocy). Małe dębinki nazywane były pieszczotliwie, ale z wielką pretensją "Wackami" od imienia burmistrza, który zlikwidował czołg... I wszyscy się cieszyli, że wacusie więdną. Aż pewnego wieczora mała roslinka znów zniknęla, a na jejmiejsce pojawił się prześcieradlany transparent "oddajcie nam czołg, oddamy wam wacka".
No a potem ktos wymyslil fontannę. Miałabyć z boku i coś nie szło jej budowanie- powstał murek i takie rureczki... W międzyczasie przyszła nowa władza i potanowiła zrównać z ziemią tamtą fontanne i postawic nową, lepszą...

Normalnie chyba tam czakram jakiś jest. Energia ewidentnie szła przez czołg moim zdaniem.

Oddajcie nam czołg, oddamy wam czaplę.........

(z doniesień prasowych: Jak zapewnia z-ca burmistrza Żołądź fontanna zostanie wzbogacona o 4 dodatkowe czaple.)

(nazwy miejscowości nie będzie, bo jeszcze przestanę być obywatelką)

Od rana mezzaluna...


Uwielbiam gotować rano. Może nie o 6-7 , co robi moja mama (dziś greckie ciasto z metaxą) ale juz koło 8-9... Szczególnie w lecie i szczególnie w Wigilię.
Dziś w ruch poszło w ruch moje ulubione narzędzie - mezzaluna: bo bita śmietana z kaparami do śledzi i salsa verde do łososia... Potem moździerz i ucieranie mojej wersji verde: z francuską musztardą, anchovies, marynowanymi grzybami, kaparami i wszelkimi zielonymi naciami. Z ostrużynami skórki cytrynowej (do tego drugie ulubione czyli chyba zester, tak? - po polsku SKROBAK DO CYTRUSÓW)

Jeszcze purre z buraków z pistacjami i anyżem. I już nie za bardzo jest co robić.
Siedzimy i celebrujemy naszą odmianę postu: pecorino di sarda :)

Jak widać straszny jest swiat bez religii.

niedziela, 21 grudnia 2008

Mam w stopie małą dziurę, bo

stanęłam na kości psa o imieniu Agata.
Słodko :)

Najfajniejsza kartka świateczna na razie

....trochę taka, jaką bym wysłała jak bym wysyłała - to zdjęcie Michała Łuczaka z jego bloga.

Czasu przedświątecznego teraz się trochę boję ale generalnie to bardzo lubię wszystko co z nimi związane - nawet kiczowate piosenki, okropne stroiki, i nalepki. Święta uwielbiam, choć z religią na bakier. I to zdjęcie takie jest nostalgiczne, że raczej przypomina mi o najfajniejszych wiligiliach w dzieciństwie, kiedy było trochę szaro ale był śnieg. I jechało się przez bezdroża do Lubaczowa, a dziadek wieszał na choince cukierki w szeleszczących papierkach. I po drodze siedzieliśmy z Łukaszem i Marcinem przylepieni do okien, każdy ze swoją podusią, i liczyliśmy choinki świecące się w oknach.

sobota, 20 grudnia 2008

After Hours po prostu

Zaczęło sie jakoś we czwartek

po południu. Miałam jakąś nadzieje, że nie wybuchnie, ze to nic nic. A potem już tylko dziwne spotkania na szczycie, informacje z pogranicza jawy i snu i przypadkiem - ratując staczającą się popielniczkę - parzę się w mały palec. Od tego momentu będzie źle, ciekawie, intensywnie. Od tego momentu pojawi się wewnętrzny paranoik, będący reprezentantem niewyrażonego pragnienia, od tego momentu historia wmiesza się w rzeczywistość i nałoży na moje uczucia. Większości z tych rzeczy nie da się opowiedzieć, bo zawierają historie osobiste i duże tajemnice. Przedświąteczny piątek zawierał takie elementy jak telefon komórkowy, który wpada do mysiej dziury , kiedy chce rozwiesić pranie na strychu i flintę we flincie. Intuicję za bardzo kiedy patrzy się na cudzy wyświetlacz telefonu i dowiaduje za dużo. I duuużo więcej. A jak wróciłam do domu to odkryłam, że czasu nie da się oszukać do końca, choć nie wiem jakie wybrał sobie ramy - czy bedzie tak juz do.... kiedy? Maile z wczorajszą datą nadal potrafią sprawić, że ci źle i przykro ale i jest nadzieja, ale i pojawia sie w tobie ukryta Lukrecja Borgia.

To prosze państwa pojawia się , kiedy ukrywa sie prawdziwe uczucia.

Przez cały wczorjaszy dzień mały palec pulsował, bolał, piekł. Spuchł. Widac było stan zapalny.
Dzis przysechł, nie boli prawie... Mam nadzieje, że i tak bedzie z resztą.

czwartek, 18 grudnia 2008

Nie wiem czy ktoś ma na to copyrights, ale ...

World Crisis Presentation

Text about the world crisis by Muniz Neto, director of art and partner at Bullet, one of the biggest advertisement agencies in Brazil. As one person commented, too bad that this text is only posted on blogs and not distributed by the mass media.

I’m going to present to you a slide show. Are you ready?
It is very common, you have already seen these images before, perhaps you are already used to them.
It starts with those hungry children from Africa, those with visible bones underneath the skin, flies on their shoulders.
The slide show goes on.
Exodus of entire populations. Hungry people, poor people, people with no future.
During decades, we saw these images at Discovery Channel, National Geographic, photo competitions.
Some even turned out to be art objects, in books of important photographers.
These are images of misery that touch us.
These are images that create government platforms, create non-governmental organizations, entities, social movements.
The world misery touch us, being either in Uganda, Ceará (Brazil), India or Bogotá (Colombia) .
We discuss what could we do, year after years. Years of pressure to educate and touch leaders from the most powerful nations of the world.
They say that it would be necessary 40 billion dolares to solve the hunger problem in the world. To solve, capicce ? To extinguish. It would not exist any little boy extremely skinny and with no future, in any corner of the planet.
I don’t know how they calculated this number, but let’s say that it is undervalued.
Let’s say it is double, or triple. With 120 billion the world would be a better place, more just.

There was no parade, political speech, philosopher or touching photo. There was no documentary, non-governmental organization, lobby or pressure to solve, but in one week, the same leaders, the same potencies, took from their pockets 2.2 trillion dollars (700 bi in USA, 1.5 tri in Europe) to bail out from hunger those which already had their belly full: banks and investors.

Uruchomił mi się erzatz sumienia.

Dzięki, M.


środa, 17 grudnia 2008

Kanibalizm w Europie Centralnej

Zapomniałam Wam napisać o fantastycznym blogu Krzyska Miękusa, który wieńczy jego projekt...Totalny odjazd...

foodfirstblog
Cannibalism in Central Europe. The starting point for this blog is the story of three murderers living in the same country, same period, committing similar crimes. All happened in the 1920's in Germany. The three serial killers are Fritz Haarmann, Carl Grossmann and Karl Denke. They all slaughtered their victims and sold or exchanged their meat. They were probably cannibals themselves.

Rok temu i teraz

coś dużo tego rok temu a teraz, no nic.
Ale wtedy udało mi się wymienić z Aną iPodami i przeszłam dziwną przygodę z czyjąś osobowością, do tego w cudzym mieście...

A od wczoraj/dziś mam czyjegoś irivera i chyba mi się podoba podoba. Pełen wszystkiego.
Nie mogę się doczekać spaceru z nim.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Jak za pomocą rozbudowanej wersji tacki do koki zrobic starszych panów ....

Zapomniałam

że wczoraj udało mi się pomóc pani stanąć w pozycji Boga.
I coż z tego, skoro dziś rano musiałam zobaczyć Maćka Zakościelnego, ściskającego ukradkowo szklankę i bełkoczącego cos o bucikach dla biednych dzieci.

Życie nie ma sensu.

niedziela, 14 grudnia 2008

no i

w radio - erzatzu pan mówi , że jazz jest jak pornografia
trzeba zobaczyć żeby zrozumieć
(że święty Tomasz mi się przypomina i cytat z KSIĄŻKI o pani co by go zakasowała)
ale
- mówi pan-
"Lepszą definicję dała moja sąsiadka, mówiąc - Panie, jak to jest jazz to tam jest saksofon".

sobota, 13 grudnia 2008

No i na zajeciach mozna min......

Na coachingu mój wykładowca śpiewał mi wczoraj tę piosenkę



a dziś coachował taśmę klejącą.
Mamy tez jasnowidza, który che się połączyć z alienami.

(Kochana mamo, bawię sie dobrze)

Pani Irena Fessel od Kaila A. Krajewskiego


Dzięki Kamel....

czwartek, 11 grudnia 2008

Pani Irena, od Agaty B.


Kamel jeszcze jedno obiecał...
A dużo pewnie opowiedziałaby Mo O., która podgląda mnie i którą ja podglądam na statach - domorosły detektyw, co wie , ze używasz Maca na uczelni w Kolonii. I tyle wiem; z tobą to tradycja, że nie wiem :)

Jasnowidz, coaching, pełnia

jestem dziś wilkołakiem.
Znam na szczęście na to sposoby... Dzwoni się do oceanuspokojuczłowiekaniedoruszeniabryłycoprzechodziprzezszybę i się śmieje.

Jutro będę większym wilkołakiem, co może mieć pewne przełożenie na to co robię,
a mianowicie -

18.00 Prawa człowieka a media. Obraz płci oraz strategie wykluczeniowe na podstawie wybranych seriali telewizyjnych.

Wykład Agnieszki Kozak,
Muzeum Galicja na Dajwór,
okazja: 60. rocznica Deklaracji Praw Człowieka w Muzeum Galicja. Kraków, 10-13 grudnia

(Z okazji okrągłej rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka krakowskie Muzeum Galicja zaprasza na cykl imprez poświęconych prawom człowieka oraz ich respektowaniu w polskim społeczeństwie. W dniach 10-13 grudnia zorganizowane zostaną warsztaty dla dzieci i dorosłych, pokazy filmów, wykłady oraz otwarte dyskusje. Wydarzenia w Muzeum Galicja wpisują się w międzynarodową kampanię ONZ pod hasłem Godność i sprawiedliwość dla wszystkich, upamiętniającą 60. rocznicę uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (10 grudnia 1948r.). Celem projektu jest wielowymiarowa dyskusja o prawach człowieka oraz ich znaczeniu w życiu społecznym. W projekt obchodów 60-lecia uchwalenia Praw Człowieka zaangażowanych jest wiele instytucji i organizacji na całym świecie.)

Już szydełkuję dready...
Kto kocha nie przyjdzie :)

środa, 10 grudnia 2008

Dzis sennie, chiałabym zapomniać że jestem. Znalazłam powód.

Rok temu właśnie pakowałam walizkę na Manhattanie i jechałam w sprawdzony, ciepły, bezpieczny świat. I nic nie okazało się takie samo. Turbospeed na turbosen. Apatia. Wycięte parę miesięcy, wydawało się że parę lat, bo zniknęły wyznaczniki. Dezintegracja pozytywna najpierw była dezintegracją. Jak teraz tak sobie o tym mysle, to nie wiem jak ja to przeszłam - do tego zamknieta jak puszka.

Przypomniał mi się dziś motyw puszki z anansami z Chunking Express: "He usycha z tęsknoty za byłą dziewczyną May, która porzuciła go w 1 kwietnia. Kupuje puszkę ananasów - ulubionych owoców ukochanej - z datą ważności 1 maja, który jest dniem jego urodzin." Will she be back? Everything expires.



Całe Chunking mozna bez problemu obejrzeć na Youtube... Dziwne czasy. Pierwszy raz widziaąłm ten film, bo ojciec miał dobra intuicje gdzies w okolicach '94. I uwielbiałm go, choc nie znałam tytułu, nie nagrały sie napisy początkowe...

I'd be safe and warm
if I was in L.A.
California dreamin'
on such a winter's day.

If I didn't tell her
I could leave today.
For such a long time.

Styl zycia gnoja

Czyli - jak mówi Kuba Dąbrowski - Rychu Peja wydał nową płytę:

Styl życia gnoja, w bojach moja, no ja to ja
Czy paranoja nie oparta na przebojach
Na fakcie nie inaczej, dla ulic zaznaczę
Wsza to przyjaciel, dziś w każdym bloku, chacie
W jednym słusznym klimacie ciemnej strony mocy znacie
Wciąż wsza w temacie i z szacunkiem zaznaczę

Wciąż wsza w temacie.

Radio Jazz is no more*

*za Monthy Pythonem skecz z papugą.

no nie ma nie ma. Wczoraj gadałam przez telefon z Moniką Waraczyńską, która powiedział, ze radio che się reaktywować w necie. Jak możecie wpisujcie się na ich listę na radiojazz.fm, będą wiedzieć, ze komuż zależy.
Poranek bez Solar Jazzu już nie taki sam. W zamian dostajemy Chilli Zet... matko, co za nazwa.

Przy okazji może uda mi sie pożegnac z panią Ireną Fessel.
Kto jej nie zna - znaczy, ze nie chodził.

Pani Irena Fessel nie żyje
Była najwierniejszym uczestnikiem wydarzeń kulturalnych Krakowa, znała na pamięć daty premier teatralnych i wydań najciekawszych pozycji ksi±żkowych. Zmarła w miniony wtorek. Miała 81 lat.


Twarz pani Ireny Fessel była doskonale znana miło¶nikom Salonu Poezji, krakowskich teatrów i filharmonii. Pani Irena z wykształcenia była chemikiem (ukończyła studia na UJ), pracowała jako nauczyciel akademicki, przewodnik wycieczek i tłumacz języka angielskiego, niemieckiego oraz rosyjskiego, ale to literatura i sztuka były najważniejszymi elementami jej życia.
Od kilku miesięcy pani Irena była poważnie chora. Wolontariusze i pracownicy naszej Fundacji otoczyli ją opiek±, odwiedzali w szpitalu, zajmowali się ni± po powrocie do domu, dbali o to, żeby miała gor±ce posiłki, brała leki, sprz±tali jej mieszkanie. Niestety, w ci±gu ostatnich dni stan pani Ireny na tyle się pogorszył, że nie była już w stanie samodzielnie funkcjonować, korzystała m.in. ze wsparcia Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. A kiedy okazało się, że nie powinna ani na chwilę zostawać sama, opiekę znalazła w Domu Pomocy Społecznej im. Ludwika i Anny Helclów. 25 listopada o godz. 15 pani Irena zmarła.
Pogrzeb odbędzie się w najbliższy poniedziałek 1 grudnia o godz. 13.00 na cmentarzu żydowskim przy ul. Miodowej 55 w Krakowie.

Nie mam pojęcia jakim sposobem osoba, która była WSZEDZIE i zawsze siedziała w pierwszym rzędzie - nigdzie nie ma zdjęcia, przegóglowałam co mogłam. Pierwszy raz co prawda w życiu zobaczyłam ją co prawda wtedy, kiedy waliła po nogach fotografa, który ośmielił jej sie przeszkodzić (według niej...) na koncercie Savala - miałam wtedy 17 lat.
Potem widziałam ją na koncertach w Jarosłwiu i Warszawie. Wszedzie równo kibicowała i przeszkadzała. Nos sokoła i dwie pary okularów załozone jedne na drugie - przynajmniej jedne jak denka od butelek... Kupowała karnet na Festiwl Kultury Żydowskiej i codziennie przychodziła sprawdzić, czy przypadkiem nie staniał... Zajmowała miejsce zarezerwowane dla Szewacha Weissa i nie dawała sie wypedzić. Miałą swoje sposoby na zdobycie pierwszego rzedu. Umiała stawać nóżkami krzesła na stopach wolontariuszy, żeby sie przsuneli. Komentowała na gorąco i używała łokci. I była wszedzie. My nazwaliśmy ja babcią festiwalową inni teatralną.

Podejrzewam, że każdy z was miał z panią Ireną swoją przygodę - marzy mi sie, ze ktoś ją wpisze w komentarze, bo ja na razie - nic o niej nie ma...

I ta niewdzięczna fotografia. Fessel - czesto barwniejsza od artysty występującego na scenie - nie ma swojego portretu, który możnaby znaleźć w necie. A moze każdego kto chiał jej zrobic zdjęcie - traktowała parasolką?

wtorek, 9 grudnia 2008

Uwielbiam jak ktoś mówi pełnym głosem, więc postanowiłam pomóc.

Specyficzny współlokator na specyficznych warunkach...



Miasto:
Kraków
Data dodania: 07/12/2008

Witam. Szukam współlokatora do mieszkania, które niedawno kupiłam na krakowskim Kazimierzu. Mam 25 lat, nie mam dzieci, jestem osobą bardzo niezależną, z zawodu jestem fotomodelką i redaktorką w jednym z dużych zagranicznych wydawnictw. Mieszkam sama. W związku z moim zawodem prowadzę bardzo intensywny tryb życia, również bardzo niezdrowy. Dużo podróżuję po świecie, dużo imprezuję. Mam specyficzne zainteresowania: zboczenia, parafilie, okultyzm, modyfikacje ciała, obracam się w kręgach takich osób. Prowadzę otwarty dom, często bywają u mnie różni (również dziwni) ludzie. Słucham bardzo ciężkiej muzyki (death/black metal, grindcore etc.). To było tytułem wstępu, teraz treść właściwa.

Poszukuję współlokatora - koniecznie mężczyzny, który zamieszka ze mną i będzie dbał o moje mieszkanie podczas moich wyjazdów (zaznaczam, że z reguły nie będzie wiadomo kiedy wrócę, bo sama tego często do końca nie wiem, może mnie nie być kilka dni, może nawet kilka tygodni), a także o mnie podczas mojej obecności. Interesuje mnie niezobowiązujący seks, ponieważ mam duży temperament, a nie uznaję stałych związków, zresztą w przypadku mojego stylu życia to nierealne. Miewam zmienne nastroje skutkiem zażywania różnego rodzaju leków i substancji, wtedy często potrzebuję opieki. Wobec powyższych musi być to człowiek całkowicie niezależny i dyspozycyjny, nie interesuje mnie osoba, która mi powie: "Nie, dzisiaj wychodzę na mecz." czy "Dziś nie mogę, jadę na weekend do rodziców". Musi być dyspozycyjny 24 godziny na dobę, w związku z tym lepiej, żeby nie miał dziewczyny/żony/chłopaka/męża/dzieci/chorych rodziców. Nie obchodzi mnie z kim się będziesz spotykać, obchodzi mnie za to stan twojego zdrowia: wymagam regularnych badań na obecność wirusów i zakażeń (głównie tych przenoszonych drogą płciową), ze swojej strony gwarantuję to samo. Musi to być osoba inteligentna, z którą da się czasem zamienić słowo, dojrzała i odpowiedzialna - mam zamiar powierzyć jej mieszkanie, za które nieźle zapłaciłam i po powrocie z zagranicy nie chcę go zastać w stanie opłakanym, ogołoconego do zera. Naiwnych przestrzegam, że jeśli coś takiego będzie miało miejsce, że jeśli coś mi zniknie z mieszkania, albo zniknie mój "opiekun", załatwię sprawę w taki sposób, że opiekuna znajdą i odwdzięczą mu się za to sowicie. Ja organizuję w moim mieszkaniu imprezy i przyjęcia, ty nie możesz tego robić nawet pod moją nieobecność z prostej przyczyny: nie wiesz kiedy, z kim ani w jakim stanie wrócę. Mieszkanie jest po prawdzie dwupoziomowe, ale to nie zmienia faktu, że to ja jako jego właścicielka ustalam zasady.

Kwestie techniczne: mieszkanie posiada satelitę, internet i strzeżony parking za bramą w podwórzu, posiadam dwa miejsca parkingowe więc jeśli masz samochód nie ma problemu, żebyś go tam zostawił. Ja nie posiadam w tym momencie samochodu. Wszelkie zwierzęta futerkowe odpadają, mam na nie alergię. Posiadam dwa dorosłe pająki (P.metallica), którymi zajmowanie się podczas mojej nieobecności również spadnie na głowę współlokatora. Jeśli nie potrafisz, a chcesz, nauczę cię zajmować się nimi. Jeśli boisz się pająków, nie odpowiadaj na moje ogłoszenie.

Kwestie techniczne dotyczące współlokatora: mężczyzna, wiek 25-35 lat, wysoki (pow. 1,80m), zadbany, ładnie zbudowany, dobrze wyposażony (zostanie to zweryfikowane przy pierwszym spotkaniu), czysty, mający podobne do moich zainteresowania i lubiący słuchać podobnej do mojej muzyki (z prostego względu - nie będziesz słuchał w moim mieszkaniu tego, czego ja nie toleruję). Twoja sytuacja finansowa mnie nie interesuje o ile jesteś w pełni dyspozycyjny. Ani twoje hobby, jeśli dawanie mu upust nie będzie mi przeszkadzać. Twoja narodowość, poglądy polityczne, wykształcenie również mnie nie interesują o ile spełniasz wszystkie moje wymagania, chociaż wolałabym, abyś miał polskie obywatelstwo.

Ogłoszenie jest jak najbardziej poważne, proszę o odpowiedzi wyłącznie osoby spełniające moje kryteria.

Pozdrawiam,

Jasmin


Że tak powiem "Bracie, gdzie jesteś?"

IGod says


(NIEGDYŚ PLATONIK)
love

Caro o gotowaniu.

Czekałam na ten blog.
Na razie malutko, ale spodziewajcie się więcej.
Bo jak ktoś wam jest w stanie zrobić ciepły deser z gruszką, ciastem FRANCUSKIM, bitą śmietaną w pięć minut to właśnie Carolina. Mistrzyni "w papilotach"(czyli "en papilotte"). Ryby, aromat wina cebuli i cudowne buty to Caro. Dodać do ulubionych, komentować zaglądać. Zobaczyć jak się to robi, że to wszystko tak w pięć minut...

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Piątek, Warszawa, dzięki Wili

Pokaz "Dziewięciu promieni światła na niebie" w 1970 r. we Wrocławiu
A zdjęcia z piątku są tu. A to Agencja Gazeta i Tomasz Wawer.
Lubie takie pomysły, światła, kolry - wszystko powinno po prostu zostać. Zakochałam się w komentarzach przechodniów (cytaty z GW, podkreślenia moje, od razu widać, kto kocha dresa):

Księżyc wygląda jakby też był w zmowie ze Stażewskim (Joanna Saran, studentka historii sztuki).

- Nareszcie pokazują nam coś niszowego zamiast kolejnego Piłsudskiego na cokole (Aneta Kamińska, poetka awangardowa).

- Jakby UFO wylądowało (starszy mężczyzna w okularach).

- Zajebiste, ale światła powinny się układać w napis "Legia" i trzeba było na stadionie to puścić (Jacek, kibic).

- Powinno tak zostać na zawsze (Natalia, dentystka).

- Może za 40 lat znowu włączą (Andrzej, mąż dentystki).

- Cała Warszawa powinna zgasnąć żeby było lepiej widać (Kasia, licealistka).

Goldex Poldex

A tym, którzy szukają u mnie informacji o Goldexie, kursie talarexa i czy tam jest fajnie ( co prowadzi do skomplikowanych rozmów w Warsie) mówię TAK! ale jak zamierzacie pójść do Jemioły to zarezerwujcie dwa dni...
Jemioła jak sen - nic nie zmieniło się od lat. Wygląda na to, ze chłopaki tylko zdmuchneli kurz. Obłęd nostalgii. Trochę to przerażające... Ale co tam.
Dla tych co nie wiedzą co to Jemioła tłumaczę linkami ale tylko trochę. Se poczytają "poetów młodego pokolenia" to się dowiedzą. Że Kulturalny, że Jemioła, że Zwis. Że pies to juz naprawdę później.

Mamy Magdę w Galerii. I wydajemy jej książeczkę.

Przepiękne, delikatne, mądre.
cała Magda Stanova.

W piątek otwarcie w ZPAF i S-ka.
Na zachętę plan wystawy narysowany przez Magdę.
Fotel będzie oczywiście z Miejsca...A o co chodzi? Przeczytajcie sobie jaka ona jest fajna....

Projekt „W Cieniu Fotografii” (In the Shadow of Photography) jest fotograficzny w sposób szczególny, i to w dwojakim sensie: mówi o obecności, która jest zarazem nieobecnością, w tym znaczeniu, że jest to refleksja nad medium fotografii, ale posługująca się niewielką liczbą samych zdjęć; a także, ponieważ to odesłanie do samego siebie dokonuje się w nim w sposób naturalny, wrodzony, bez wymuszania jakichkolwiek niezręcznych sytuacji. Refleksja jest przeprowadzana z najważniejszej, lecz ( być może koniecznie) niewidzialnej perspektywy. Dotyczy ona sposobu, w jaki pojawienie się, demokratyzacja i rozwój fotografii zmieniły nasze zachowania społeczne.

Ten zbiór dwudziestu ośmiu przedmiotów zawiera rysunki, fotografie z mediów drukowanych, książkę, aparat fotograficzny, animowaną tylną projekcję rzuconą na brzegi ram identycznych do tych, których użyto dla innych prac... Wszystko jest wyjaśnione, ale pozostaje otwarte, w swego rodzaju subtelnym napięciu - tak jak i sam tytuł instalacji. Żyjemy i zachowujemy się we wpływowym, wszechobecnym cieniu fotografii, a jednak jej wzrost nie tyle służy opisaniu nas, co czyni nas graczami w życiu, którego dopełnieniem są fikcje tworzone w jej ujęciach.

(Tekst Álvaro de los Ángeles)

Od artystki:

Dla mnie sztuka jest sposobem na przekazanie kilku drobnych rzeczy, których nauczyłam się o świecie. Są to zazwyczaj banalne szczegóły codziennego życia, w których kryje się jakaś ukryta poezja. W ciągu sześciu lat studiowania fotografii na Akademii Sztuk Pięknych moje zainteresowania odeszły od „czystej” fotografii i skupiły się na tych migawkach, które ludzie pstrykają swojej rodzinie, przyjaciołom, na wakacjach czy urlopach. Mają one ogromną wartość dla osoby, która jest albo częścią tego, co zostało sfotografowane, albo jest jakoś z tym związana. Ale skąd bierze się ta wartość fotografii? Dlaczego fotografia jest tak fascynującym medium?

W eseju wizualnym zatytułowanym „W cieniu fotografii” staram się odpowiedzieć na te pytania. Praca składa się z trzech rozdziałów. Pierwszy to poszukiwania cech charakterystycznych fotografii, druga bada świat fotograficzny a trzecia przygląda się temu, jak zachowanie i myślenie ludzi zmieniło się od czasu wynalezienia fotografii. Praca obejmuje takie tematy jak: fotografia jako maszyna do podroży w czasie, dlaczego mamy tremę, gdy ktoś robi nam zdjęcie, w jaki sposób chwila obecna staje się sceną dla przyszłości lub jak tracimy możliwość zachowania autentycznego wspomnienia różnego od fotograficznej próby jego uchwycenia. Te refleksje prezentowane są za pomocą medium rysunku, tekstu, kolażu, fotografii, przedmiotów i animacji.

Magda Stanová (urodzona w 1981 roku w Prešovie na Słowacji) studiowała fotografię i sztuki piękne na Akademii Sztuk Pięknych i Projektowania w Bratysławie (SK), w Hochschule für Gestaltung und Kunst w Zurychu (CH) oraz na Università IUAV di Venezia (I). Obecnie jest stypendystką Fulbrighta na wydziale Nowych Stylów w San Francisco Art Institute (USA).

Jej prace były wystawiane w Hiszpanii, Szwajcarii, Włoszech, Niemczech, Czechach i na Słowacji.

Magda Stanová o sobie samej:

Urodziłam się w 1981 roku w Prešov (SK).

Dyplom licencjacki otrzymałam na Wydziale Fotografii i Nowych Mediów Akademii Sztuk Pięknych i Projektowania w Bratysławie za pracę dyplomową zatytułowaną „Ja i wieża Eiffla”. W 2005 roku, po dwóch latach studiów w Hochschule für Gestaltung und Kunst w Zurychu, otrzymałam dyplom stwierdzający moje kwalifikacje jako "Diplomierte Kunstlerin" (=artystka z dyplomem). W 2007 prawie nie otrzymałam dyplomu magisterskiego na Wydziale fotografii AFAD w Bratysławie. Obecnie, studiuję na wydziale Nowych Stylów w San Francisco Art Institute jako stypendystka Fulbrighta.

Brałam udział w wystawach "Talent Latent" w Tarragonie i Mataro (Hiszpania), "Jump into cold water" w Shedhalle w Zurychu (CH), "BOOM!" w Galllery Scala Mata w Wenecji (I), "Human Nature" w Bratysławie (SK), "I have a dream ... za plotom" (= za płotem) w Przestrzeni Artsytycznej Amerykańskiej Ambasady w Bratysławie (SK), "Privat Frei" w Open Gallery w Bratysławie (SK), "Schiller" w herbaciarni Bludný Kámen w Opavie (CZ) i innych.

Moje prace wideo oraz animacje były pokazywane na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Bratysławie (SK), na Azyl (SK), podczas One Minutes Belgian Open (BE) oraz ÁČKO (SK).

Otrzymałam nagrodę specjalną w konkursie fotografii eksperymentalnej "Z ledu ven" (= z lodu) zorganizowaną przez "Spolek tvůrčích optimistů" (Stowarzyszenie Twórczych Optymistów) w Dečínie (CZ) oraz "Bundesstipendium", stypendium państwowym rządu Szwajcarii.



I trzeba było podejśc do tych szopek, trzeba było?

Bo Monik zrobiła szopkę.
Ale ja lubię jak takie rzeczy się dzieją.
Ktoś mówi coś innego. Robi coś z ciałem.

czwartek, 4 grudnia 2008

Martini in the morning

W moim ulubionym radio jazzowym już się pojawił Nat King Cole i Kasandra marząca o białych świętach. Wszystko przychodzi nagle i wychodząc z Empiku natrafiam na konkurs szopek krakowskich. Świeci pazłotka i ulubione jarmarczne odcienie kolorów powszechnie przyjętych za eleganckie.
(Jak byłam mała dostałam kolarle w takich kolorach, złazła z nich potem farba, jak odprysk na audi, przez następne parę lat, za zrobiły się srebrne.)

W sumie lubie te szopki - są bardzo campowe, taki mały campowy lokalny gadzecik. Bywają na nich perełki, na pewno sa złote koroneczki, wybyjałe, cebulaste wieże i nieokreślony styl architektoniczny. Poza czasem, poza przestrzenią. I w sumie już poza religią. Nasza włąsna odrobina Meksyku, moze z baru Meksyk jak sie wyjeżdza z Huty...
Domki dla lalek, miniaturki, szkatułki, Saragossa.
Swięta START.

środa, 3 grudnia 2008

Podobno dziś w Warszawie

Still makes my day

i nadal nie mogę uwierzyć. Nie chce żeby mi gdzieś zginęło, więc wrzucam.
Może kiedyś się przyda? DziękiMMMMMM.

wtorek, 2 grudnia 2008

Blogiem walczę ze snem

bo oprawialiśmy zdjęcia w nowym biurze do 2 w nocy...

I jeszcze ja w stylu Richardsona, bo lubie jak Anka nagle twierdzi, ze łazienka jest sexy

Wczorajszy dzień - wniosków pisanie.

Gdzieś pomiędzy obrazem mnie jak idę przez plac Sikorskiego z otwartym laptopem o 23:57 i jeszcze nagrywam na nim płytę do MKiDN. Pomiędzy tym jak o 23:31 Gutkowi rozwala się plik w Open Office bo musi go sobie jeszcze raz sprawdzić, pomiędzy terminami porządkowania archiwum , które nagle zamiast roku zaczynają nam zajmować trzydzieści pojawia się iskierka od Kuby Dąbrowskiego. Pisze szybko opis jego książki (i wystawy i nagle mnie oświeca, ze to Frank O'Hara, którego nie widziałam lata. Podzielę się. Kuba nie lubi tego wiersza. Choc O'Hara rulezz - jak mówi.

Pić z tobą Colę

to nawet zabawniejsze niż jechać do San Sebastian,Irun,
Hendaye,Biarritz,Bayonne
lub dostać mdłości na Travesera de Garcia w Barcelonie
po części dlatego że w pomarańczowej koszuli wyglądasz jak
lepszy szczęśliwszy św.Sebastian
po części dlatego że cię kocham, po części dlatego że ty
kochasz jogurt
po części z powodu fluoryzujących pomarańczowych
tulipanów dookoła brzóz
po części z powodu naszych uśmiechów skrywanych przed
ludźmi i posągami
trudno uwierzyć gdy jestem z tobą że może być coś tak
niewzruszonego
tak podniosłego tak nieprzyjemnie skończonego ja posągi
kiedy tuż przed nimi
w ciepłym nowojorskim świetle popołudniowej czwartej
dryfujemy między sobą
w przód i w tył jak drzewo co oddycha przez swoje okulary
i zdaje się że na wystawie portretu nie ma ani jednej twarzy
tylko farba
człowiek dziwi się nagle po co u licha ktoś je wszystkie zrobił
patrzę
na ciebie i wolałbym patrzeć na ciebie niż na wszystkie
portrety świata
może czasem z wyjątkiem Polskiego Jeźdźca co tak czy owak
jest u Fricka
gdzie dzięki bogu jeszcze nie poszedłeś więc pierwszy raz
będziemy mogli razem pójść
a że poruszasz się tak pięknie z grubsza załatwia nam futuryzm
podobnie w domu nigdy nie myślę o Akcie schodzącym po
schodach ani na
próbie o jednym rysunku Leonarda lub o Michale Aniele co
kiedyś tak mnie rozanielał
i na cóż zdały się impresjonistom ich wszystkie studia jeżeli
nigdy nie zdołali
ustawić sobie właściwego człowieka w pobliżu drzewa gdy
tonęło słońce
czy też takiemu Marino Mariniemu skoro nie wybrał jeźdźca
tak czujnie
jak konia
wygląda na to że okradziono ich wszystkich z jakiegoś
cudownego doświadczenia
którego ja zmarnować nie myślę, dlatego mówię ci o tym.

[21 kwietnia 1960]

Stan umysłu: pomelo

Zamiast pomidora będzie pomelo.
Panie w sklepie ciągle mnie pytają: a dobre to jest? A jak byto pani opisała?
A ja tak nijak, bo po pierwsze jak jestem zamknięta z pomelo w samochodzie nap. to dostaję alergii.
A jak jestem z pomelo sam na sam to się zaczyna stan pomelo. Czyli zawieszam się wydłubując. Systematycznie, komora po komorze wyciągam wiórki i miażdżę zębami jednocześnia nie czując siebie tylko widząc mysli , które przelatują swobodnie. Półsen. Wyglądam jakby moim życiowym celem było jedzenie. Spędzam 10 minut nas wydłubywaniem owoca z owoca. Plącze się w skórkach, ocieram o albedo. Porzucam zniechęcona swoją wizją. Jesli kroś obserwuje mnie przez okno widzi nieładne. A to tylko stan pomelo.

I nawet chyba nie jest smaczne ale to jeden z tych smaków nijakości pewnej (takiej jak odtłuszczony ser żółty i Bruksela) które kocham.

sobota, 29 listopada 2008

Dobrze.

Powrót. Kanapa. Anka w domu, M na skypie. Ciepło, pachnie, czysto. Dom.
Po klimatyzacji i marmurach - dobrze. Chwilowo dobrze.
Farewell Heatrow :)

sobota, 22 listopada 2008

Rescue team.

Ale poszłam dobrym tropem.
Po niebieskich oczach psa.
I tu mnie to zaprowadziło... Follow the rabbit, cat, Husky...

Wrocław. Polska

Nieprzyjaźnie i lodowo na przemian z rodzinnie i ciepło.
Właściwie najlepszą metaforą Wrocławia byłby Husky, który patrzy właśnie na mnie wielkimi błękitnymi oczami. Na kursie coachingu jak zwykle banda freaków, a nauczyciel to cudowna fairy queen, która macha rączką od czajniczka i sadzi campowe dowcipy. Cudo.

Komputer odmawia współpracy. Według zasad coachingu dla ubogich należy od niego odejść, pogłaskać kota i się nie przejąć.

czwartek, 20 listopada 2008

Krakowski Kryminał - reaktywacja

"Skubiąc nerwowo wełniano-brudne kuleczki, które zebrały się na powierzchni jego wełnianego szalika pędził po betonowej kostce brukowej Karmelickiej. Minął kilkanaście tramwajów stojących w kolejce do przystanku Bagatela. Za szybami zrezygnowane twarze studentów jadących na glonojada i miny babć zmiażdżonych plecakami "glonojadów", wskazywały, że każde z nich też do pracy i na zajęcia chętnie wybrało by się na Szewską, a nie na drugi koniec miasta."
"Skrzypiące schody redakcji nie pozwoliły się cicho wkraść tak by nikt nie zauważył. Żal, bo ostatnie dwie minuty przed zebraniem można było wykorzystać na papierosa. Nic z tego. - Fleischman, gdzie z tym papierosem. Zebranie mamy. Tak rzadko bywacie, to może chociaż punktualni byście byli - usłyszał za plecami zgryźliwe stękanie swego przełożonego Stanleja Zaleskiego. - Może byś napisał jaką rewelację. Oczywiście o Uklei to mi nawet nie ściemniaj, bo już wszyscy wszystko napisali.
-Nic nie napisali. Jak wyglądał wypadek każdy wie, i każdy z nich wie tak samo, że to nie był wpadek - krzycząc Fleischman zgubił papierosa trzymanego w zębach. Pochylając się po niego dodał trochę ciszej: - Ja na razie tez nie wiem wiele więcej.
- No dobra dobra. Poopowiadacie na zebraniu. Idziemy - uśmiechnął się nieszczerze Zaleski i poczłapał w stronę akwarium, w którym odbywały się zebrania."

copyright by Pil - KRAKOWSKI KRYMINAŁ

Z miłości do autentycznego naśladownictwa



bo kocham gości z maczetą, choć nie jestem z Innowrocławia. I uwielbiam komentarze "Spiewa do miecza". Oraz towarzysza-cień. Zająca, co podbija bębenek.

To dla Ciebie ziomus, pamiętaj trzymaj się. Trzymaj się na sztywno dla ludzi. Wspomnienia ogarneły moje serce. Wyrazy szczere do podziękowania za wszystko.

Pamiętajcie na otwarcie Goldex Poldex Simona macie taki zestaw:

Piątek, 21 listopada, godz. 18.00
Warsztaty strzelania z procy I

Ludzki młot, czyli strategia i taktyka walk ulicznych. wykład Mikołaja Długosza.

----------------------------------------------------
Sobota, 22 listopada, godz. 12.00
Warsztaty strzelania z procy II

Miejski rekonesans.
Oprowadzanie po Krakowie pod kątem planowania walk ulicznych (oprowadza Mikołaj Długosz, zbiórka w Goldexie).

Gdybym tylko magła być... A potem ustawka w lasku wolskim.
Albo ta klasyczna "na pełnej kurwie".
Ja chyba mam wysoką gorączkę.

I teraz tak.

Thanks to mr Right or Wrong mam nowe odcinki Californication. I podczas gdy większość z was upaja się siarczanami w bożole, wystwiając nosy na nieprzyjazne zewnętrze - ja poddaję sie chemicznym przyciskami tak i nie, powoli dobrzejąc. Zazdroszczę wam, o tak, zazdroszcze, bo oglądam serial w którym ciagle ktoś pije, pali czy całuje sie i - bedąc na mocnych antybiotykach mam oczywiście ochotę na szklanke mcngo alko, dżointa lub po prostu papierosa, zwłaszcza, ze z klatki schodowej dochodzi nęcący zapach. Zewnętrze wzywa. Za to wy nie macie dziś pod rząd 4 odcinków - dobranocki z Hankiem Moody,
najbardziejseksistowskąufufwyrzucgozpamieciinieprzyznawajsiezegolubisz postacią wspólczesnej tv.
I mamo - sceny, kiedy Hank zgadza sie na to, żeby wejść w trójkąt z przyjacielem i panią, która go nienawidzi (ale ma sliczny kobiecy wytrysk w odpowiednim momencie), które tak chicałas pokazac tacie - nie były najgorsze. Sceny kiedy Hank ma hate fuck z "2 najbardziej ulubioną kucharką Ameryki" nie przypominającą jednak Nigelli ani Marthy, lecz raczej Bubbles z "Absolutely Fabulous"... Tak. Mocne. I kiedy juz myslisz, ze ktos powinien zastrzelić scenarzyste bo wykastrował ci ulubioną postać (dosłownie) robi sie coraz lepiej. I czemu ja tu streszczam serial? A nie wiem. Może jestem jakos wkurzona, albo którys z leków podniósł mi poziom czegoś.
Bo chce żeby dostali Emmy za soczystośc języka? Bo dobrze mi i Hank niedobry Moody przypomina mi że w sumie wszystko da się zaakceptować w dysfunkcyjnej rodzinie :)? Uwielbiam.


Teraz was pomeczę.

Bo ja jestem seriously in love with this series. A piękniejszej czołówki nie widziałam dawno. Dobra muzyka, pomieszanie stylu, w skrócie opowiedziana historia, nostalgia, mityczne LA spotyka NY.
I jest super.

Własciwie

post o Kalifornikacji mógłby jeszcze zjeśc pies lub mogłaby mi go ukraść pasierbica mojej żony...
A taki był fajny.

The state of Californication.

miało być dużo i dobrze,ale post się skasował. I nie wiem teraz czy obrażać sie na świat, czy pisać jeszcze raz, na nowo.

środa, 19 listopada 2008

Nie moge sie pozbyc z głowy

widoku Kuby jak jechał do Afganistanu. Zdjęcie z bloga Łuczaka.

I ten mechanizm

który sprawia, że dowiadujesz się kim jest iGod...
Opowiadasz, opowiadasz, analizujesz. Domorosły detektyw.

A potem wpada Szymon z Martą i mówią.
A ty nie wiesz nadal kto i Ci się nagle przypomina. No tak - jedyny prawdziwy platonik na roku.

Nie jestem hipohondrykiem (tak do końca)

od dłuższego czasu wydawało mi się, ze albo kogoś nie lubię, ale bo mam syndrom wypalenia zawodowego, albo geny zaczęły mnie upodabniać do niektórych nieruchawych członków rodziny. Zasypiałam o 17 nie mogłam się zmusić do pracy, Paryż spedziłam w stanie półprzytomnym usiłując się urwać z niezaczętej imprezy i marząc o łóżku. Marznąc i widząc przez szare okulary.

No i myslałam że to wszystko psychosomatyczne jest. Że ja po prostu nie che wejśc do jakiejś rzeki, ze jestem niezdolna, głupia i leniwa. Nieruchawa. Że berk mi czegoś, ze autoagresja, ze te mądre psychoanalityczne terminy.

A tu niespodzianka - mój stan jest superusprawiedliwiony jakimis medycznymi terminami na które są drogie silne lekarstwa. Bo stwierdzilam że jestem twardziel i nie doleczyłam poprzedniej infekcji tak z 5 tygodni temu. I ona sie przysnuła jak smuga. I teraz mam papier na niechęć do imprezowania, na gadanie głupot i zapominanie terminów. Na teksty nieoddane.

I moge go sobie powiesić nad łozkiem i nie mysleć, ze brzydka, głupia i sobie wmawia.

poniedziałek, 17 listopada 2008

Analogowa skrzynka pocztowa

wypełniona zamaszystymi A K i M jak dachy i dobrem diagonostyki na poziomie najlepszych szpitali new jersey plus tym moim alter ego - sfrustrowanym pisarzem z NY w LA. I nowy numer Podróży.
I zasypiam.
A L E dziękuję, bo się cieszę jak dziecko. Jak kiedy miałam 17 lat i skrzynka była pełna jednym listem. A L E czasy.

Publiczna kartka urodzinowa

Moja najbliższa 4w5 ma dzisiaj urodziny.
3i3. Nie ma jej na tym blogu, bo jest (prawie) tylko dla mnie. Dlatego pokażę wam tylko jej szaloną bluzeczkę, dłoń i kawałek hiszpańskiego sera. Musi wam wystarczyć.

Całuję kochana. Jesteś najlepsza.

czwartek, 6 listopada 2008

I znów

Genialny on.

Czego najbardziej żałuję w życiu? Tego, że podałem mamie adres mojego bloga. Nigdy nie mówcie rodzinie, że piszecie bloga. Nigdy.

Wystarczyło, ze napisałam na skypie, ze zły dzień i od razu zadzwoniła. Ja nie żałuję.
Że emancypacja.

I znów :)

Rano jest tyle do zrobienia, ze ledwo jest czas na prysznic. Po kreatywnej chwili w Waw trzeba wszystko opisać, przygotować etc... A cała Fundacja jedzie do Bratysławy dziś. Sierotka zostaje ;D:D:D

wtorek, 4 listopada 2008

Annie Hall

[first lines]
Alvy Singer: [addressing the camera] There's an old joke - um... two elderly women are at a Catskill mountain resort, and one of 'em says, "Boy, the food at this place is really terrible." The other one says, "Yeah, I know; and such small portions." Well, that's essentially how I feel about life - full of loneliness, and misery, and suffering, and unhappiness, and it's all over much too quickly. The... the other important joke, for me, is one that's usually attributed to Groucho Marx; but, I think it appears originally in Freud's "Wit and Its Relation to the Unconscious," and it goes like this - I'm paraphrasing - um,

"I would never want to belong to any club that would have someone like me for a member."

That's the key joke of my adult life, in terms of my relationships with women.

La di da, La di da - chciałoby się powiedzieć.

Poniżej Łukasz Sakiewicz ogląda u mnie Annie Hall. Akurat wpadł - w kufajce - stwierdził, ze mu zimno więc dostał jeszcze dwa kocyki... Na ekranie ulubiona postać Luka, czyli brat Annie:

sobota, 1 listopada 2008

Mmsy czesko-chińskie


Żeby je odczytać muszę wejść na jakąś stronę, wpisać kod, potwierdzić i zamiast spodziewanej Pragi ukazuje się mur chiński.

Nic takiego, ale ta masa ludzi na drugim zdjęciu... Wpisuje je trochę bardziej dla siebie, żeby nie trzymać na komputerze... I od razu oczywiście The Lovers/The Great Wall Mariny i Ulaya. Obydwoje zdecydowali się przemierzyć Mur Chiński. On szedł z zachodu, ona ze wschodu. Spotkali się po dziewięćdziesięciu dniach w połowie drogi i zdecydowali się na rozstanie. Taki marinowy performance - bez kompromisu, prawdziwy, wymagający wysiłku i czasu. Emocjonalny, bo oni ida do siebie tęskniąc, chcąc się zobaczyc, mysląc o swojej artystycznej wspólpracy a potem psssst. Pamiętam jak pierwszy raz oglądałam jego zapis i nie mogłam sie nadziwić co to jest - nic wtedy nie wiedziałam o performance... A potem zobaczyłam w NY Marinę. Cudownie zliftingowaną, prawie jak Olga Lipińska w tekscie Zygmunta. Ale też nieobliczalną. Taką, która nadal zamknie się w szklanym domu na parę miesięcy, by badać samotnośc i ciało.

Co do pierwszego tylko zdanie z porannej lektury Atwood "Powieki, nie same oczy, które uderzały wrogim błękitem letniego nieba w pełnym blasku słońca, błękitem, który cię z miejsca eliminuje".

Ruletka: wrzesień, październik. Listopad?







To pierwsze chyba serialowe, jeszcze nie wiem,choć tytuł brzmi rodzinnie, ja tam widzeprawie diafragme iris, efekt crossa i holgi...
Reszta urocza i mozna żonglowac nic nie rozumiem z tej mieszanki, ale Lykke Li brzmi jak szwedzkie cukierki .

RIP Wharton i Heider

Najlepszy tytuł wpisu blogowego od dawna.
Wpis też obłędny.

Joerg Haider był mężczyzną mojego życia


by Michał Zygmunt. Idealny na dzisiejszy dzień.

Co robisz z blogiem jak nie masz na niego czasu?

Zamieszczasz filmik z youtube...

Ten jest prezentem - pocztówką z Londynu i wróży chyba dobrze.
Dostałam go w formie mp3 ale youtube ma czasem tak cudowne "karaoke version",
którym nie mogę się oprzeć... Bo ja piosenek albo słucham: wtedy nie wiem o czym są i obchodzi mnie muzyka, ale ja złapię coś z tekstu co mnie zainteresuje to zaczynam je czytać, no i to jest hardcore, bo wtedy już nie potrzebuję wersji dźwiękowej, chyba że wypowiedzianej...
To chyba tez tłumaczy dlaczego tak lubię jazz. (swoją drogą Ornette Coleman w Bielsku - nie przegapcie).

Acha. I czytane piosenki dają często znaczenia, które nie przyjdą na myśl podczas słuchania.
Tu na przykład, ze ten pan o bluesującym, transowym głosie - opowiada jakąś pedofilską historyjke.

Albo, że to historia na która nabierają sie kobiety od tylu lat taka narracja rzewna w która kazdy chce uwierzyć.



Właśnie spadł deszcz swoją drogą. Mybe sunshine or maybe rain.

piątek, 24 października 2008

Uwielbiam. Omphalos mojego podglądactwa.

Kto nie chciałby tak być widzianym? Kto nie chciałby tego zobaczyć?
Proszę obejrzyjcie to na stronie - wygląda lepiej.

Mogłabym o tym zdjęciu godzinami. Ale nie zanudzę.
Napiszę tak: nie mam w mieszkaniu zasłon.
Chciałabym moczyć nogi po kolana w basenie, w którym ktoś nurkuje.

Peter Sutherland przyszedł i został.



Niedługo pojadę w podróż po Stanach. Zobaczę takie jak u Petera. Zwykło zwykłe. Takie w T-shirtach i z brodą, pod kocem i takie co chcą mieć band.

Wracam myslami do miesiąca.

W maju podbiję świat. Adrenalina powoli wchodzi w dawny obieg, fundacyjna rodzina wraca na miejsca przy stole. Aż sobie prezesów zamieszczę: Lela i Gutka.Fotografował bodajże artystyczny. (Czyli jakoś tam jest na zdjęciu).
Reszty fundacji nie mam co tylko skłania mnie do refleksji, ze takiej foty potrzebujemy.
Na stronę. Koniecznie.
Mam już nawet pomysł jak ma wyglądać - tak jak my w maju. Przed galerią, każde łapie zasięg, gestykuluje, patrzy w inną stronę i ... gada przez telefon. No a jak...

Wypowiadane na głos życzenia i życzenia zapisane

podobno mają wielką wartość. Same się konstytuują w świecie i idą dalej obok nas, przed nami.
Blog mój miewa właściwości magiczne. Mam nadzieję, ze zapisanie tego nie osłabi ich działania.

(Jazz Radio znów szaleje z częstotliwościami, nic nie słychać...)

Wpis o coachowaniu pamiętam. I pamiętam jak myślę, ze jeszcze trochę wody upłynie, bo rok akademicki, bo zapisy. A tu proszę - kurs przychodzi sam do mnie. Układa się delikatnie, acz stanowczo koło mnie. I zostaje pomimo odganiania i myśli, ze to szarlataństwo, lub że nie dam rady.

Odpływają za to w dal jednorazowe zachcianki. Nowy mebel, nowa sukienka etc. Czyżby była szansa, ze naucze się oszczędzać? Ufff....

Śledzę staty z dużą przyjemnością.

Szpieguję. Nareszcie znalazłam tak dla siebie Mariannę i Pawła.
Uzasadnienie idealne: "Aby Ci, co się rozpierzchli wiedzieli".

(wchodzę w edycję parę godzin później i poprawiam TEGO posta.
w tym momencie zrozumiałam, ze jestem wymieniona jako powód założenia bloga i ze jestem jedną z rozpierzchniętych. dobrze mi, że ktoś robi taki prezent. myslą, że niedługo trzeba będzie ich obeżreć z ciepła własnego i jagnięciny, kolendry, bakłażana. kochani)

Cały czas myśl o Bali

...kiedy właczam ogrzewanie w mieszkaniu. Special request. Faktycznie inaczej się wstaje.
Czeka mnie jeszcze zmaganie z taśmą uszczelniającą okna...
Może nareszcie nie będe słyszeć "ziiiiimno mi!" :)

sobota, 18 października 2008

Krakowskie życie postanawia wrócić.

W domu coś mi podpowiada, że powinnam pójśc do miejscowej kosmetyczki. Brwi. Kultury patraiarchalne nastawione na oczy, kultury matriarchalne nastawione na usta - mówią podobno nie do końca zbadane teorie, lecz co do cholery... Krok ryzykowny. Jak już nei moge uciec z fotela dziewczyna z wacikiem w ręku mówi "A ja cię znam..." - dla mnie to najgorsze co moze sie zdarzyc, bo ja nie rozpoznaje, nie nasza klasa, nie macierzyństwo w wieku należnym, kościół nie, poczta nawet nie... A ona mi po nazwiskach wszystkich - z kim ja kiedy , do klasy kiedy, miłości kiedy i wymienia... Jedzie po połaczeniach między naczynkami z ND, o tym, że nikt nie ma dziewczyny "z zewnątrz" że czasem się zdarza co prawda, ale nie... Że ci co się "dobrze zapowiadali" ("bede dyplomatą") to siedzą dwie ulice dalej, bawią dzieci, że prady przenajświętrze, ze wyżej chuja nie podskoczysz. Że pomiedzy New Dęba i New Jersey żadna róznica i że żadna róznica pomiedzy New Deba i New Castle bo tam tez wszyscy siedzą. I kiedy ona tak snuje opowieśc o rzeczach , ktre nigdy sie nie zmieniąpostanawiam, że zostane z nią dłużej. Bo bezpieczny świat teściowej na sąsiedniej ulicy żeby dziecko podrzucić nigdy nie będzie moim udziałem. Na chwile jednak podsłucham. Czuję się jak w filmie o "prawdziwych Stanach", "Satlowe Magnolie", pewnie nie "Karmel", choć nie widziałam... I kiedy ona mówi "Bo wiesz, Kuba to mój mąż" pozostaje mi jedno: "Kurcze - to fantastyczny chłopak" - mówię, a ona usmiecha sie bardzo bardzo....

Po drodze do Krk obiecuje sobie po raz kolejny zakup korków/słuchawek/izolatora. Ceny kredytów, mieszkanie na drugim pietrze to "w sam raz" i tylko dziewczyna obok mnie prówadzi czterdzieści minut rozmwę przez telefon powtarzajac co 4 minuty jedno zdanie "nie powiem ci teraz".

Po szalonym wernisażowym wieczorze pomiędzy Al Dente, taksówką,Camelotem, Pięknym Psem, Zpafiską, Kinem Pauza, Miejscem - następuje kacowy poranek (co by się działo, gdybym została? wskazuje na to telefon "z kieszeni" Karola - 5.27 i środek zabawy). Wczoraj nadal "utrwalałam" siebie , nic nowego, bezpiecznie choć w szalonym tempie. Przywitać się , wysłuchać plotki, plotke przekazać porównać. Omówić kiedy się było przedmiotem plotek. Porozmawiać o dynamikach związków. Zobaczyć Bolka po raz pierwszy bez Justi od lat ośmiu i popełnić faux pas by sie dowiedzieć, ze innym też się zdarza. Obejrzeć buddyjskie niteczki na czyimś nadgarstku.

Poranek dziarski - bo mówie sobie że wstanę. Zapobiegawczo ryż jaśminowy i mleko, odpadam po nim kompletnie, okazuje się żeprzeceniłam swoje siły. Projektuje na siebie role Zeta - Jones z "Oceans 12" po tym jak Bradd Pitt patrzy w łazience na odcisk buta i postanawiam przesapac brak kontaktu z dwoma ulubionymi stworami na świecie. What will be will be. We snie narazsta zdenerwowanie, w końcu skłądam się ze złudzeń i bardzo bujnej wyobraźni szykującej mi pułapki na samą siebie. I jak juz jest źle źle dzwoni Ana i mówi, ze "tata pojechał na policje, bo chyba w Szwajcarii jednak wlepili nam mandat". Przekraczałysmy tam notorycznie predkośc w drodze do Arles... To daje mi kopa. Świat nie składa się zludzi a z rzeczy, które robimy. Życie obleka się w kształty zamiast nieokreślonych chmur obaw i skoków ciśnienia. Przypominam sobie, ze mozna być na autostradzie, że "prawdziwe zycie jest gdzie indziej" ale nie.

I potem nagle, niespodziewanie zaczyna się taka sobota, którą kocham. Nawet jak sama to jednak taka smooth - śniadanioobiad w Momo z Wysokimi Obcasami, po drodze Miejsce, gdzie przyjaciele grają w chińczyka, odkurzanie, rozmowa z sąsiadami, pożyczanie kluczy. W TV Radosław Majdan jak zwykle sie nie certoli i nagle widze jak podobny jest do Sasnala (Wili mnie za to wytnie z filmu) - podobny układ oczu i ust i i obydwaj mówia z podobnym zacięciem.
Kanapa, sterta papierów, pomysły pomysły. Nike niosą przed siebie.

Dzis jestem dresówą, która lubi to, ze obok lezy sterta zaproszeń, których nie wykorzysta, bo bedzie robić inne rzeczy. Mogłabym teraz to stukać gdzie indziej, jestem mobilna jak specjalista do spraw autytu, ale najwyraźniej nie tak ma być. Marzy mi się Berlin, ale pewniej wczesniej bedą interesy w Warszawie i Paryż i Bruksela.

A na razie domowy areszt (ciekawe co zdarzy sie w przeciągu 45 minut od napisania tego zdania, co wyciągnie mnie z domu).



Liczba wpisów na życiu i na Manhattanie osiągnęła 214.

To 215 wpis na życiu. Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem w zeszłym roku o tej porze nie leciałam właśnie samolotem. Nie będę tego potwierdzać, bo nawet nie wiem jak. A wystarczy, ze mi się wydaje. Bo - może niestety - to co mi się wydaje , to właśnie jest życie. W danej chwili liczą się w końcu złudzenia.

piątek, 17 października 2008

Pożegnanie lata, pożegnanie jesieni.

Zmywam lakier z paznokci u stóp. Na śniadanie - kiedy zastanawiam się czemu u diabła jestem niewyspana - dostaję kubek kakao (bo w nocy nie było wody i rurami leci brunatna maź). Zaczynam planować. Że jutro sobota z tekstami, że niedziela Miejsce, Anna Maria i kawa plus kiwanie się a wieczorem przyjeżdża Ana. I znowu będzie megaświęto, bo nikt nie działa na mnie tak dobrze ja ona.
Może ja wracam? Bo wiadomo, ze "Czwórki dość często od ziemi „odlatują”". Przyjedzie mój szalony rozsądek to będzie mnie pełniej.

A brata wolno?

Kiedy premier Kaczyński wykrzykiwał Monice O. strofki o bracie postanowiłam zrobić coming out.
Bo u mnie brata wolno, mam ich dwóch ijeszcze jestem najbrzydszym dzieckiem w rodzinie na to wychodzi.

To zadanie nie z cyklu znajdź różnice, a znajdź podobieństwa.

poniedziałek, 13 października 2008

OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO"OOOO

Nie umiem się skupić.
Próby medytacji zawsze spełzały na niczym, a słynną scenę z "Zawód - Fotograf" mogłabym oglądać z przerwą na siusiu, maila, kanapkę .... No żatuję. Fakt. Ale trudno mnie utrzymać przy czymś dłużej.
A to - najciekawszy sposób na reklamę męskich ciuchów jaki widziałam w życiu - obejrzałam 2 razy. Siatkówka przylepiła mi się do ekranu...

No i jeszcze moja jazda na podróż po Ameryce i ten Claremont. Miejscami wyglada, swoją drogą, jak z "Północ - Północny Zachód"...


Adam Kimmel presents: Claremont HD from adam kimmel on Vimeo.

Choć nie chiałabm,żeby mi chłopaki wyjechali pod koła.

"Getting Used to the Twenty-first Century"

Nie umiem odbierać newsletterów. Mój bat nigdy nie pokazuje obrazka, nie nęci, daje znać, że marnuję na nie czas... I jakoś udało mi się otworzyć newsletter Galerie Voss i zobaczyć Kate Waters. I zastanawiam się, czy od tej pory nie zaprzyjaźnię się z newsletterami...

Jakos na fali mojego zachłyśniecia "drugą stroną Kalifornii i LA plus oczywiście serialami zdoliny lalek i plastikuakurat ten obraz. Peenie najważniejszy dla całego cyklu jest ten: ewidentna ilustracja tytułu, flirt ze sposobem odczuwania historii, lekcją wspólczesnej wystawności - miejscem dzieła sztuki ikoncepcją idei muzeum/krytyki instytucji... Uffff... Ja po prostu lubię ten blask, światło, neonowość i miejskość jakąs taką leniwą i idealistyczną. Po prostu wspólczesna pani Renoir.




BEYOND HISTORY

Vincent ewidentnie na finiszu z książką. Nie moge się doczekać, widziałam pierwszą kopię i chyba od czasów Tillmansa nic nie zrobiło mnie mnie takiego wrażenia.
Cała książka - o Kubie- to takie opus magnum Vinca i to nie ze względu na rozmiary przedwsięwzięcia, czy materiał zbierany latami. Raczej ze względu na totalność tworzywa: ksiązka jest Vincentem, Vincent jest książką. Dlatego nie ma bata, żeby była nudna - Beyond History przejmuje osobowośc autora jak gąbka, nie tylko przez charakter zdjęć (troche snapshoty, w których możnaby się dopatrzeć Richardsona i Tellera, jesli ktoś szedłby kategorią kontrowersji estetycznej) ale przez jego wizualne wykształcenie - widac i fascynację wernakularyzmem i wpływy tillmansowskie, co na szczęscie nie odbiera BH spontaniczności. Jest tam i zaangazowanie w sprawy polityczne i seks i świetne poczucie humoru i rozczulenie i pozowanie na Bogarta i skłonnośc do przebieranek i uzywek i uwielbienie dla cipki. Cały Vincent do położenia na blacie stoły, do podejrzenia (emaile do mamy swojego syna, przedruki listów wymienianych pomiedzy nim a Janem Pedro Gutiérrezem, autorem ksiązek o Havanie składających się z opisów wileopietrowych orgazmów...). Zawsze jak patrzę na Vincenta to mi sie wydaje, ze powinien prowadzić za sobą na czerwonym sznurku wielką maszynę xero. Żeby jego zdjęcia - tak naprawdę bardzo czułe - stały się bardziej rough, żeby była w nich jeszcze większa siła polityczna. Ale teraz Kubie to już i tak nie potrzebne...














Vincent obiecał wpaść i pokazać w ZPAFiSce "Beyond History" : "yes yes I'll be the Jesus of your gallery, a little bit late as always (...) you know. Cuban girls. me naked in the middle of the road with my FAR (Fuerza Armada Revolucionaria) hat !!!" HOPE SOOOOOO.....