czwartek, 20 listopada 2008

I teraz tak.

Thanks to mr Right or Wrong mam nowe odcinki Californication. I podczas gdy większość z was upaja się siarczanami w bożole, wystwiając nosy na nieprzyjazne zewnętrze - ja poddaję sie chemicznym przyciskami tak i nie, powoli dobrzejąc. Zazdroszczę wam, o tak, zazdroszcze, bo oglądam serial w którym ciagle ktoś pije, pali czy całuje sie i - bedąc na mocnych antybiotykach mam oczywiście ochotę na szklanke mcngo alko, dżointa lub po prostu papierosa, zwłaszcza, ze z klatki schodowej dochodzi nęcący zapach. Zewnętrze wzywa. Za to wy nie macie dziś pod rząd 4 odcinków - dobranocki z Hankiem Moody,
najbardziejseksistowskąufufwyrzucgozpamieciinieprzyznawajsiezegolubisz postacią wspólczesnej tv.
I mamo - sceny, kiedy Hank zgadza sie na to, żeby wejść w trójkąt z przyjacielem i panią, która go nienawidzi (ale ma sliczny kobiecy wytrysk w odpowiednim momencie), które tak chicałas pokazac tacie - nie były najgorsze. Sceny kiedy Hank ma hate fuck z "2 najbardziej ulubioną kucharką Ameryki" nie przypominającą jednak Nigelli ani Marthy, lecz raczej Bubbles z "Absolutely Fabulous"... Tak. Mocne. I kiedy juz myslisz, ze ktos powinien zastrzelić scenarzyste bo wykastrował ci ulubioną postać (dosłownie) robi sie coraz lepiej. I czemu ja tu streszczam serial? A nie wiem. Może jestem jakos wkurzona, albo którys z leków podniósł mi poziom czegoś.
Bo chce żeby dostali Emmy za soczystośc języka? Bo dobrze mi i Hank niedobry Moody przypomina mi że w sumie wszystko da się zaakceptować w dysfunkcyjnej rodzinie :)? Uwielbiam.


1 komentarz:

Unknown pisze...

Notuj, bedzie na referat ;-)