niedziela, 16 marca 2008

Hong Kong ma reklamę gorszą od Krakowskiej...



Klimat z białą panią rzucającą się na żóltego pana i odskakującą... Jakieś dziwne tropy klasowe, neokolonialne etc.
A poza tym kiczor na maxa. Max maxxx.

Tak się patrze na siebie i wychodzi mi

że ja hobby nie mam.
Ostatnio mam nową pasję. Kryminalistyka rozwijająca się tylko w obrębie Las Vegas. Przy okazji - nowe miasto do kochania się w.
Trupy, temperatura wątroby, tajemnicze proszki oraz elektryka na poziomie basic - dzięki temu serialowi zdekonstruowałam i naprawiłam wtyczkę antenową: ze zwykłej ciekawości i świadomości mocy. Do ciał się jeszcze nie dobieram. Na szczęście. Za to planuje wycieczkę do Vegas. Tylko co zrobię jak nikt tam przede mną nie padnie trupem? Nie odkopię ciała na pustyni?

CSI Las Vegas. Genialne :) :):) Uzależnia!

Dyscyplina

Zawsze tak było. Gdyby dyscyplina była tylko krótkim narzędziem zakończonym niechybnym skutkiem - łatwiej b mi było ja posiąść. Nigdy mi się to nie udało. Gdy zastanawiam sie nad listą moich daily habitów na myśl przychodzą mi tylko miłosne, podyktowane raczej uczuciem niż dyscypliną... Może gdybym była matką umiałabym jakieś wykształcić?
Stąd brak wpisów. Tak przynajmniej mi sie wydawało, kiedy zaczynałam ten wpis. Potem przyszło mi do głowy coś innego. Stochastycznośc to raz - leży już w nazwie tego bloga. Coraz większa samoswiadomość to dwa.
Ja wiem , że nie chce pisać bloga wiec go nie piszę. Mimo, że to fajne, że przyjaciele chcą czytać.

Parę dni temu okazało sie, że mogę lecieć na tydzień do Hong Kongu. Właściwie wszystko było: czas/pieniądze/bilet/chęć. Byłam już prawie mentalnie w podróży. 10 dni u Wong Kar Waia. I nagle mnie oświeciło: niezależnie od tego jak najzajebistsza nie jawiłaby się obiektywnie ta podroż JA NIE CHE JECHAC. Ta świadomość - i to, że sobie na nią pozwoliłam nie myśląc o tym co powiedzą inni :) Jestem sobą. Może po raz pierwszy od dawna. Nasycam czas.

To trochę tak po chorobie i 3 dniach z goraczką podczas których zobaczyłam wszelkie możliwe zacieki na suficie... Trochę po wędrówkach w czasoprzestrzeni.

I nawet wtedy, kiedy to piszę włącza się przypadkiem telefon w kieszenie Karola chodzącego po Nowym Jorku i podsłuchuję sobie jak chodzi po ulicach Wielkiego Jabłka. Nawet bez Hong Kongu życie jest fajnym stworem.