środa, 24 grudnia 2008

Od rana mezzaluna...


Uwielbiam gotować rano. Może nie o 6-7 , co robi moja mama (dziś greckie ciasto z metaxą) ale juz koło 8-9... Szczególnie w lecie i szczególnie w Wigilię.
Dziś w ruch poszło w ruch moje ulubione narzędzie - mezzaluna: bo bita śmietana z kaparami do śledzi i salsa verde do łososia... Potem moździerz i ucieranie mojej wersji verde: z francuską musztardą, anchovies, marynowanymi grzybami, kaparami i wszelkimi zielonymi naciami. Z ostrużynami skórki cytrynowej (do tego drugie ulubione czyli chyba zester, tak? - po polsku SKROBAK DO CYTRUSÓW)

Jeszcze purre z buraków z pistacjami i anyżem. I już nie za bardzo jest co robić.
Siedzimy i celebrujemy naszą odmianę postu: pecorino di sarda :)

Jak widać straszny jest swiat bez religii.

1 komentarz:

manda pisze...

huhu,
u mnie jedyne w tym roku wigilijne odstępstwo to gołąbki z kaszą gryczaną.
szaleństwo dopiero w pierwsze święta.