niedziela, 31 sierpnia 2008

Pasy

Jesli by ktos mi kiedys powiedzial, ze będe czuć ciepłą galaretke w sercu na dźwięk nazwy jakiegos klubu sportowego -pewnie bym nie uwierzyła. I jakos tak totalnie naturalnie Cracovia wdarła sie do deseru w moim organiu. Spoczeła sobie w pasiaku i wachluje sie retro wachalarzykiem z napisem "żydy" albo co... Skąd ach skąd? W końcu przegrywac nie lubię, a oni no... najlepsi nie są.

Nazwa taka kosmopolityczna, żydowskie korzenie ma...
Historia ale tak ludzka i retro. Miejska taka, związana z czasem wolnym.
Z parasolkami i starymi korkami szytymi ze skóry.
Z sepiowymi zdjęciami.
Trochę jak u Moniki Piątkowskiej w "Krakowskiej żałobie" trochę jak w pożółkłej gazecie, kronice policyjnej o zwłokach kobiety bez głowy... Cracovia trochę tak gra, jakby nie zauważała zmian.
I te paski maja takie fajne...

O adrenalinie i armatkach wodnych innym razem.

jastes tam prosze?

[01:03:41] dfgh napisał(a): Ja Ibrahim z Libia, wskazał na dziewczynę dla Polski przyjaźni Jeśli Mnie miłujecie I powinien napisać
[01:13:53] dfgh napisał(a): jastes tam prosze?
[17:47:31] dfgh napisał(a): hello

czwartek, 28 sierpnia 2008

Całe miasto żyje jednym ;)

Tir zaparkowała w sypialni (wcale nie w sypialni, tylko w kuchni - ów pokrzepiający obrazek zobaczyłam w drodze "na prawo jazdy"...)

środa, 27 sierpnia 2008

do not represent reality

Please Note: The People Pictured In This Post are from Iceland and do not represent reality.

Zachwycające :)

Chuck Palahniuk twierdzi

że Adolf Hitler wymyślił nadmuchiwane lalki sex dolls. Według pisarza przyszły Führer, który podczas I wojny światowej przekazywał rozkazy pomiędzy okopami, z przerażeniem patrzył, jak jego aryjscy kamraci wymykali się do francuskich burdelów. Wymyślił więc nadmuchiwaną Fräulein. Hitler zaczął produkować lalki dopiero pod koniec II wojny światowej, lecz drezdeńska fabryka została zniszczona przez alianckie bomby. Dlatego Adolf Hitler nie jest powszechnie znany jako wynalazca dmuchanych lalek.

Donosi The Times....

Moja wyob łączy to od razu z Hansem Klossem i tymi wszystkimi zamachami na drezdeńskie fabryki. Dobrze Kloss - niedoczekanie, żeby Hitler był jeszcze sprawcą gumowej rozkoszy, nadmuchanych trzewi.

Znowu łazapadka

i nie pisze tu.
Wyzywam sie w mailach do dwóch osób, może na facebooku?
To tam buduję wielopiętrowe metaforyzmy i mitochondrialne stwierdzenia rzucam tam.

Zmęczenie też daje w kość.
Inny tryb. Inne dużo.

Pustka bardzo naturalna.

Jutro/pojutrze do KRK na chwile na urodziny Miejsca.
Juz się boję tłumu... Wezmę ze sobą te króliki co je tu uhodowałam...
Wpuszczę między wylansowany tłumek pomalowane jak u Tima Walkera
i poczekam co będzie.
Moja mini-Vendetta na legalnych zgromadzeniach.

Szesciopak

W ciuchach Sixpack France ja może nie.
Nadal takich ciuchów dla dziewczyn sie nie robi. Biust sie nie mieści, albo jakoś nie tak...
Ale żeby wszyscy mieli takie kampanie....
W Polsce podobne rzeczy stara się robić Turbokolor. Tez dla facetów...
No ja wiem wiem - wy nie możecie kupić sobie takich butków wężową skórkę.

Chcę.


"Food-related tatoos" - ja zwariowałam na punkcie tego z whiskerem oraz wszelkich noży.
Ale najlepsze miał słodki chef pochodzenia azjatyckiego: ja jednym przedramieniu trzy obrazki - instrukcja obsługi pałeczek, a na drugim ciasteczko z wróżbą, ale bez wróżby... "It means - there is no future to me" - wszystko to thanx 2 Tony Bourdain.



A tych więcej na www NYTIMES.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Chianti

Rodzic mnie upił na próbę.
Ze niby trzeba spróbować nowe wina.
W tym stanie chianti oglądam facebook (bo co innego mam robic?)
i widzę
Monika Brodka is now friends with Tomek Makowiecki
i mnie to nie dziwi.

Ufff...

Wielka rozkosz

z zasilacza do laptopa.
Ostatni sie tak psuł, że nie mogłam sie ruszyć z jednego miejsca - w dodatku absolutnie niekomfortowego...
Cyber pleasures.

Sprzedawał mi go namolny osiemnastolatek, który cały czas usiłował mnie ściemnić- Spotkaliśmy sie już, prawda? Prawda? Na jakimś weselu, prawda? Pamięta się takie twarze prawda?

Wiec mu powiedziałam, że pewnie mój tata mu wyciął wyrostek i dlatego teraz czuje dziwne fluidy w dole brzucha.

8 zł i na zakupy.

Idę.
Wracam z bluzą Nike, marynarką Benettona, lnianą angielską marynarką dla taty a marynarka Burberry była na wszystkich za duża... uhu!

No one belongs here more than you

to jeden z lepszych tytułów projektów, które znam.
So, please - believe me now:
NO ONE BELONGS HERE MORE THEN YOU.
Znowu Cię nabrałam?

środa, 20 sierpnia 2008

Ciągła inspiracja.

Głos mamy z balkonu:
"Ile ma kropek ta biedronka-morderca?"

A ja kocham moja mamę

co ma włosy jak atrament
złote oczy jak mój miś
i płakała rano dziś jak nasi siatkarze przegrali z Włochami.

Szalona. Kupie jej szalik.

Parę dni temu - chcąc żeby odnowiła nieużywane od lat 30 prawo jazdy -
dałam jej do rozwiązania jakąś sytuację na skrzyżowaniu równorzędnym.
Mam poprawiła okulary, popatrzyła na schemat i orzekła:
"No to przecież jest schizofrenia!"

No i znowu sie zaprzyjaźniam, głupia.

wtorek, 19 sierpnia 2008

Druga godzina praktycznego prawa jazdy.

"Czy ja z Tobą chodziłam do szkoły?" - pytam młodego niezainteresowanego instruktora na mojej drugiej lekcji.
"Nie, to z moim bratem" (wiem, że z jego bratem, w końcu gadam, żeby wzniecić konwersację).
"A - mówię ja - a co u niego? "(nie pamiętam jak mają na nazwisko, imion nie pamiętam, chodziłam bratem do podstawówki)
"A - mówi on drapiąc sie po wielkim brzuchu - będzie już ze trzy lata jak

(powinnam tu zrobić quiz jak Ebo...)

nie żyje.

Ja nareszcie zorientowałam się gdzie jest hamulec wiec daję po hamulcu.
On: "No co ci tak nie idzie?"

Jestem w szoku. Daję się wywieźć "na miasto" i po 30 km orientuje się, że to JA przejechałam 30km.

Po drodze jedziemy do "metalowego", żeby mój towarzysz mógł sobie kupić brzeszczot.
"Będę dziś w domu rżnąć" oświadcza po powrocie ze sklepu.

środa, 13 sierpnia 2008

Z życia poza miastem

1. Jak kupuje gazety znajome kioskarki każą mi pokazywać dłonie: "a obrączka gdzie?"
To mamroczę że fuck obrączka, niech daje szybciej gazetę bo artykuł mam skończyć do 17:00...
Na to ona "Kariera, kariera a ta druga strona kiedy" - no wiec ja , ze jak skończę jedno to zacznę drugie, głowa nie boli. "No tak no tak skończy jedno zacznie drugie" powtarza już pani sterroryzowana moim spojrzeniem Pani Zemsty.

2. Moja mama kupuje kurczaki na targu od pana z chłodni. Flirtuje z nim uprzejmie. Jego telefon dzwoni w trakcie transakcji - pan uśmiecha się uroczo do mamy niczym pijarowiec i mówi - "Proszę wybaczyć - muszę - to ubojnia"....

wtorek, 12 sierpnia 2008

Politics and the Dinner Table

By Anthony Bourdain

"Look," said Ali, an Egyptian/American chef, pointing at a plateful of traditional Alexandrian food in his Queens restaurant. "The history of the world."
He had just put in extraordinarily succinct terms what any well traveled eater, student of ethnic or national food ways -- or serious food nerd has come to know: that what is on your plate, the choice or selection, or preferences -- or ingredients -- almost any place you are eating, are the end result of movements of people and resources, the punch line of a story usually involving (at some point in history), deprivation, starvation, colonialism, slavery, greed, and warfare. No need for us to get all depressed about that.

Zawsze chciałam być, a nigdy nie wiedziałam jak to określić.

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Random

photography is the new bisexual.
kerr tee


czyli efekty przypadkowej próby na stronie whatsanything.com
którą dostałam od Any

Strasznie mało czasu, strasznie duzo rzeczy

do zrobienia...Choć może nie tak dużo jak Jason Polan.
Choć wiadomość o jego projekcie wcale nei poprawia mi humoru... Nawet jeśli - jak obliczyli niektórzy - jeśli rysowałby 1000 osób dziennie to zajęłaby mu to 22 lata (bez migracji, urodzeń etc.)
Mimo to mam sympatie do tego pana - rysuje nosorożce jak mało kto, żyrafy rysowane sprzedaje w rozmiarze prawdziwej... i narysował wszystko co znalazł w MoMa...
Nie mam czasu napisać ślicznej analizy - idę zarabiać na życie. Choć jak sobie tak pomyślę... Stop stop!

Jason Polan has set out to draw every single person in New York -- sounds crazy, but then, this is the guy who drew every work of art in the MOMA: I am trying to draw every person in New York. I will be drawing people everyday and posting as frequently as I can. It is possible that I will draw you without you knowing it. I draw in Subway stations and museums and restaurants and on street corners. I try not to be in the way when I am drawing or be too noticeable. Whenever I have a new batch of drawings I will post them on this blog. If you would like to increase the chances of a portrait of YOU appearing on this blog please email me (art@jasonpolan.com) a street corner or other public place that you will be standing at for a duration of two minutes (I will be on the corner of 14th street and 8th avenue on the North-east corner of the street from 2:42-2:44pm this Thursday wearing a bright yellow jacket and navy rubber boots, for example).

Prezent

piątek, 8 sierpnia 2008

Podsłuchane u SM

THE THING IS TO THINK OF NOTHING. NOTHING IS ALWAYS IN STYLE. ALWAYS IN GOOD TASTE. NOTHING IS PERFECT, NOTHING IS EXCITING, NOTHING IS SEXY, NOTHING IS NOT EMBARRASSING. THE ONLY TIME I WANT TO BE SOMETHING IS OUTSIDE A PARTY SO I CAN GET IN.

Andy Warhol, The Philosophy of Andy Warhol (From A to B and Back Again), 1975

Wokół jedzenia.

W moim domu wszystko kręci sie wokół jedzenia.
Babcia, która udaje, ze nic nie może jeść próbuje kimchi zrobionej przez mojego brata i jego przyjaciółkę w której płynie Azjatycka krew (hi hi). Cała nasza rodzina kocha kimchi...
Babcia też zakochuje się od pierwszego widelca choć ta wersja kiszonki jest diabelska - prawie czyste chili i sos rybny.

Smierdzi, co? - mówi moja mama (w mojej rodzinie słów powszechnie uważanych za używa się dopiero od roku, za to teraz z niekłamaną radością przekraczania tabu) i dodaje - chłopcy mówią, że pachnie jak niemyta cipka

czwartek, 7 sierpnia 2008

Anna Bajorek zrobiła takie super:


więcej tu.

Czy u was tez zawsze tak jest , że jak się wam wydaje , że mozecie wyjechać....

.... to następnego dnia na skrzynce macie już
1. intratne propozycje wymagające obecności w miejscu z którego wyjechaliście
2. superspotkania z superludźmi którzy będą tam skąd wyjechaliście ale tylko jutro/pojutrze
3. przyjaciól w potrzebie co to trzeba ratować
4. ludzi, którzy twierdzą, ze ich sprawy nie da się załatwić online oraz telefonicznie

itp.
na miejscu zaś czeka na was nadkomplet i brak warunków. Hello! Mr Murphy?

:)

Robie trifle włoskie Nigelli...


Najpierw robię kanapki z biszkoptów z dżemem wiśniowym, potem kruszę amaretti - polewam obficie limoncello, na to jeżyny, które Jerzyk znalazł w rowie (a wczoraj przyniósł je w dwóch rękawiczkach chirurgicznych, bo tylko to miał przy sobie do transportu jeżyn - ja się cieszę po przeczytaniu Mankella, że to nie było w torbie do transportu narządów do transplantacji; wtedy musiałabym go zadenuncjować FBI) lekko podgrzane z dżemem - tak, żeby puściły sok - no i krem z mascarpone i limoncello (oczywiście z koglem moglem...).

To kompletnie nie jest nasz typ deseru (owoce podgrzewane z dżemem???? zgroza!) ale dla taty wszystko co włoskie, dla babci wszystko co Nigella a dla mnie wspomnienie lunchy w podziemiach Marksa i Spencera (dział delikatesy). Mamu na to macha ręką i porzuca myśl o resistance.

Efekt siedzi w lodówce i - jak ja :) - czeka na lepsze czasy, kiedy sie już... przegryzie.

( JEżYNY......jak Lukaszmójbrat poszedł do szkoły {oczywiście strasznie się przez cała szkołę nudził, chyba, że zachodziły okoliczności niżej opisane - wtedy dostawał palpitacji, ale się śmiał} to właśnie wprowadzili takie "nowoczesne" ćwiczenia przy nauce literek, że był obrazek, a pod nim kreseczki - na tyle miało być liter słowo podpisu; tematem lekcji było "ż" - pani Zielińska popatrzyła na obrazek przedstawiający jeżyny i przeliterowała: "d-z-i-a-d-y" - "pasuje - stwierdziła - ale gdzie tu 'ż''"?.... moja babcia z kolei mówi na jeżyny "drapaki")

Wpis jest dla Pawła - dzięki, ze mi napisałeś, że mój blog trochę dołuje :)

środa, 6 sierpnia 2008

Wystarczy wyjechać na chwilę i człowiek nie wie co się dzieje u nas....

Kraków poleca się homoseksualistom. Słusznie?

Mike Urbaniak, niegdyś Kraków, dziś Warszawa
2008-08-04, ostatnia aktualizacja 2008-08-04 17:28

Zawsze zachwyca mnie przenikliwość i głębokość sądów redaktora Roberta Mazurka z ''Dziennika". W swoim niezwykle finezyjnym komentarzu ("Przyjazna pała w Krakowie", z ''Dziennika" z 2-3 sierpnia) poświęcił on słów kilka zepsutej i wyuzdanej grupie społecznej, zwanej homoseksualistami. Tym razem zajął się władzami Krakowa, które podjęły decyzję o promowaniu miasta w prasie gejowskiej.

Dziwi Pana, "skąd u pani Helbinowej takie zainteresowanie preferencjami seksualnymi turystów". Myślę, że szefowej promocji Krakowa nie interesują niczyje preferencje seksualne, ale jak każdego profesjonalnego szefa promocji miasta turystycznego, interesują ją grupy turystów, które mogą nie tylko zwiększyć frekwencję wśród odwiedzających, ale także zostawić w kasie miejskiej więcej pieniędzy. Z tej kasy remontuje się ulice, kupuje nowe autobusy i tramwaje, dofinansowuje szkoły i instytucje kulturalne.

Jakimż to heroicznym gestem było odwołanie przez Pana rezerwacji w krakowskim hotelu. Proszę nie zapomnieć o zakazie dla Pańskich dzieci, jak się będą z wycieczką szkolną chciały wybrać na zwiedzanie Wawelu, albo do klasztoru na Skałce. I niech, uchowaj Boże, nie pojawią się na Festiwalu Kultury Żydowskiej, na Sakrum Profanum, albo Miesiącu Fotografii - wszystko pewnie częściowo będzie dofinansowane z pieniędzy zostawionych przez roznegliżowanych i uprawiających seks w ciemnych zakamarkach Kazimierza i Podgórza gejów.

Mount Everestem Pańskiej błyskotliwości jest fragment o prezydencie Majchrowskim wizytującym darkroomy, bo jak wiadomo, tam można zwykle znaleźć homoseksualistów. Portale gejowskie podają, że w Krakowie są dwa sekskluby dla gejów. Liczba mieszkańców metropolitarnego Krakowa to około milion osób. Geje stanowią przeciętnie około 5 proc. każdego społeczeństwa. Ale żeby zrobić Panu przyjemność, zmniejszmy te 5 proc. to najniższej z podawanych w badaniach liczby, czyli 3 proc. Oznacza to, że w Krakowie mieszka jakieś 30 tysięcy gejów. Wykluczmy osoby niepełnoletnie i starsze, niech zostanie nam połowa - 15 tysięcy. Jak oni się wszyscy mieszczą na tych codziennych orgiach w darkroomach, we wspomnianych dwóch seksklubach? To muszą być jakieś gigantyczne, zaciemnione przestrzenie.

Czy Panu naprawdę nigdy nie przyszło do głowy, że gej może przyjechać do Krakowa po to, żeby zobaczyć miasto? Iść do Bunkra Sztuki? Pobawić się całą noc na Placu Nowym i spróbować zapiekanki u Endziora? Pojechać na Crazy Tour po Nowej Hucie? Wdrapać się na Kopiec Kraka? Albo szaleć całą noc na parkiecie w Coconie - największej gejowskiej dyskotece w Polsce? Skąd Pana przekonanie, że życie geja polega na permanentnym uprawianiu seksu?

Według danych Towarzystwa Ekonomicznego na Rzecz Gejów i Lesbijek (tak Panie Redaktorze, jest taka organizacja), zajmującego się m.in. badaniami społeczności osób homoseksualnych pod kątem zachowań konsumenckich, w Polsce firmy wydają zaledwie 20 tysięcy dolarów rocznie na reklamę w prasie gejowskiej. Marna kwota. W USA na ten segment rynku wydawanych jest rocznie 200 milionów dolarów! Bo geje zarabiają statystycznie więcej niż osoby heteroseksualne i co za tym idzie wydają więcej. Przyczyny są dość prozaiczne. Geje nie zakładają rodzin (w tradycyjnym rozumieniu tego słowa), nie mają dzieci, więc nie wydają pieniędzy na ich utrzymanie. W związku z tym, uwaga!, wydają na siebie.

Pan Redaktorze, idąc ze swoją gromadką Mazurków na Wawel (na który się Pan obraził) musiałby kupić wszystkim, nietanie znowuż, bilety, potem jeszcze jakieś pluszowe smoki dla dzieciaków (nie polecam, tandetne), Happy Meals i portfel coraz cieńszy. A taki gej z Londynu zwiedzi zamek, obskoczy galerie i muzea, pójdzie na kolację do dobrej restauracji, będzie balował całą noc w modnych krakowskich klubach wypijając ogromne ilości Mojito i nad ranem wróci do jakiegoś droższego hotelu. Na drugi dzień zakupy w Galerii Krakowskiej (geje, Pan z pewnością to wie, uwielbiają shopping) i trochę fajnych prezentów dla przyjaciół. Kupa kasy zostaje nad Wisłą.

To właśnie dotarło do władz Krakowa, które postanowiły się reklamować wśród grupy ludzi, mogącej zostawić w mieście dużo pieniędzy. Przy okazji geje nie będą raczej obrzygiwać Adasia, co mają w zwyczaju angielscy turyści, zwożeni za półdarmo tanimi liniami lotniczymi. Gej też nie będzie paradował po Rynku w stroju Borata, co robią nagminnie Anglicy, bo umówmy się, to niezbyt estetyczne. Poza tym strój Borata jest zielony, a geje (Pan to przecież świetnie wie) wolą różowy.

Myślę, że w Krakowie znajdzie się miejsce zarówno dla pięciorga Mazurków, jak i gejów i lesbijek. Serdecznie pozdrawiam,

PS. Są też przeciętnie zarabiający i zgoła biedni geje, bo tak po ludzku rzecz ujmując, nie różnią się oni strasznie od heteroseksualnej większości, choćby niezbyt inteligentnie demonizowałby Pan ich (nas) w swoich kulawych komentarzach.


DZIęKI MAJKI, JUR DżORDżJUS!

wtorek, 5 sierpnia 2008