poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Dostałam maila od LENY

Hi sugar,
Have not heard from you for ages! Have you forgotten about me? Hope not!
How are things going?
I am still single and spring has come.. all of my friends are hnaging out
with their boyfriends and I am alone L
Though we might get to know each other better and perhaps this Spring will
be the last lonely spring for us?
I have registered my profile at ........
why don't you come and see my new photos? And perhaps even email me..

Will be waiting

środa, 22 kwietnia 2009

Obrazki z wystawy

Do Miejsca własnie wszedł pan w typie bieszczadnika, ze skórzaną czapką z daszkiem, torebunią do paska przytroczoną, w tureckim swetrze i niezwyklej czerwieni na obliczu. Ze sobą miał rozczochranego młodego kolegę sępiącego o kawę (blond, przypominal tego, co kiedys w pociagu do Berlina opowiadał o tym że kocha Cobaina, a sie urodził w '89) pol zapiekanki z góra szczypiorku oraz tom opowiadań Hemingwaya. Twardy facet. Zaczynam podsłuchiwać.

piątek, 17 kwietnia 2009

Nagły głod literatury

przeczytałam w przerwie między tabelką a tabelką jakiegos O'Harę, potem podłuchałam jak czyta swoje wiersze i przed pólnocą włączył mi się kontekstowy odkurzacz, zaczełam szukac tłumaczeń Sommera na pólce, przeleciałam Literatury na Siecie, przeszłam od Kuryluk do Ondaatje, potem chwycilam za teorie literatury Burzyńskiej i Markowskiego. Od Barthesa, przez Rorty'ego do Łotmana. Wszystko sprawiało przyjemnosć. Hyden White... historycyzm. Skończyłam czytając Mazierska o Almodovarze i moją ulubioną Gerry Gomez Pearlberg (co za nazwisko, oczywiście mieszka na Brooklynie..). Papieros Marianne Faithfull - w Polsce chyba 3 wiersze w antologii "Parada równości".

Boxerdykes i Fisherdykes, dziewczyny w kostiumach marynarskich (jakkolwiek się tlumaczy in sailors suits) .

(...)
Her fingers unbutton my 501's
This girl's fishing for trouble and for troubling fun
She slides off her gold rings and they glint like the sun
Then she smirks, rubs her knuckles, snd spits out the gum
This alley was made for swooing

Now she's pushing her prow on my ocean's sponge wall
Uncorking my barnacle, breaking my fall
And there's pink champagne fizzling down my decks
and my hall
As she wrecks her great ship on my bright port-of -call
This alley was made for drawning.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

No i patrze i nie wiem.

Czy blog jest po to, żeby pisac takie rzeczy? To nie jest obciach dla chlopaków, nadużycie?
Chyba jest ok, prawda?

''''''''

Zawsze miałam jakiś taki dystans do tego co pisała Barthes o fotografii, że uznawał ja za nekrofilską, widzial w relacji do śmierci, utrwalania znikających stanów. W momentach takich jak ten zawsze myśle o tym drugim aspekcie - również przez niego zauważonym - ze fotografia śmierci sie wymyka, służy pamieci, konserwuje przed zapomnieniem. W momencie, kiedy odchodzi ktos ważny chesz go zawsze zatrzymać, a potem przypomniec sobie fotografią. Buszując w poszukiwaniu tekstu Barthesa, patrzac na głupie zdjęcie Jurka z wasami i w przebraniu, znajduje tekst o Irku Zjeżdzałce.
Ciesze się, ze zrobimy mu wystawę, jednocześnie poczuje pewnie, ze naprawdę go nie ma. A tak zawsze mozna bylo udawać, że się o fakcie jego smierci po prostu zapomnialo, a Irek - Eryk jest gdzies tam - w Warszawie, we Wrześni.

Niezliczone szklanki herbaty

to dom. Buszowanie w spiżarni. Roszponka. Rozwiązywanie krzyżówki w przekroju i kłotnia rodziców "co Anda Rottenberg miala na myśli". Porady jak zrobic salami (cukier) i jak działa zielone lassi. Udręka i ekstaza. Da sie przeżyć.

O Kapitanie! Mój Kapitanie

nie mogę być jutro, więc się rozkleję tutaj:

(z Whitmana)


O Kapitanie! Mój Kapitanie! Nasza straszliwa podróż już skończona,
Statek przetrwał wszystkie zniszczenia. Znaleźliśmy swoją nagrodę.
Port jest blisko, słyszę brzmienie dzwonów, wszyscy się radują,
A ich oczy podążają za statkiem; okrętem srogim ale odważnym.
Ale serce, serce, serce!
O krople krwi!
Na pokładzie Kapitan leży
Opadły, zimny i umarły.

O Kapitanie! Mój Kapitanie! Podnieś się i słuchaj dzwonów.
Podnieś się - dla ciebie sztandar rzucony - dla ciebie trąbka gra,
Dla ciebie bukiety i związany wieniec - dla ciebie tłumy na brzegach.
Kołysze się masa, ich twarze pełne entuzjazmu czekają na ciebie.
Tutaj Kapitanie! Drogi ojcze!
Ta ręka pod twoją głową-
To jest jakiś sen, że na pokładzie
Ty leżysz zimny i umarły.

Mój Kapitan nie odpowiada, jego wargi blade i nieruchome.
Mój ojciec nie czuje mojej ręki, nie ma nawet pulsu.
Statek zakotwiczony cały i zdrowy, rejs skończony.
Ze straszliwej wyprawy zwycięski statek przyjeżdża.
O radujące brzegi, o dzwoniące dzwony!
Ale ja żałobnym chodzę krokiem
Po pokładzie, gdzie mój Kapitan leży
Opadły, zimny i umarły.

Dla Jurka Lubery.

środa, 8 kwietnia 2009

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Słafa i hwała

Podobno w prasie jestem gdzieś.
Podejrzewam, ze trochę to wyszło jak Dr Jekyll i Panna Hyde dają wywiad do Wróżki...
Ale nic to.

niedziela, 5 kwietnia 2009

ćwiczenia z kultury



Kahmi Karie jest nie jest - uwaga uwaga - kolejna małą Francuzeczką szepcząca coś w pidgin English. Jest piosenkarką Shibuya-kei i jak ktoś po pierwsze zobaczył pałętające się po ekranie coś podobne do Yoko Ono to bingo. Jak na kogoś, kto wyrósł z Shibuya ma dośc minimalistyczny styl, jakby faktycznie ktos przemycil ją w dużej torbie z francji prosto do studia Davida Bayleya. Stylowo, nostalgicznie, amuzycznie.

Ale dzień dobry.

sobota, 4 kwietnia 2009

Ładny dzien, prawda?

Cały w biurze.
Przynajmniej otwarty balkon i warto pewnie kupić już antyallergeny.
Wspólne gotowanie jak u Coppoli. Adrenalina i stres.

Niech się już urodzi.

piątek, 3 kwietnia 2009

czwartek, 2 kwietnia 2009

Nie da się juz temu zaprzeczyć

i nawet dla mnie to jest szok. Mam piegi. Czerwone złoto i plamki. Nos i nie tylko.
Dziwne.

Physalis. Z cyklu "małe znaki"

A jak ktos nie wie o co chodzi z wczoraj.

„Postanawiam nie powodować innych do używania alkoholu lub środków wprowadzających zamęt w umyśle i nie czynić tak samemu, lecz utrzymywać umysł w jasności" - tak brzmi (jak mówią na mieście) piąte wskazanie buddyjskie, z którego Maciej Piotr Prus uczynił motto swej najnowszej książki „Wyznania właściciela klubu Piękny Pies".

Tytułowego lokalu nikomu z krakusów nie trzeba przedstawiać, a już na pewno nikomu ze środowisk tzw. artystycznych. W końcu w murach Psa od lat upijają się najwybitniejsi. Potencjał sławy klubu, którego jest współwłaścicielem, Prus wykorzystał w swej najnowszej powieści, wpisującej się w nurt literatury alkoholowej.

„Przestałem pić. Piłem trzydzieści sześć dni. Raczej nocy. W dzień spałem, pociłem się pod kołdrą, nie było łatwo" - od takich słów zaczyna się utwór, w którym nie brakuje ponadto onirycznych odjazdów w stylu realizmu magicznego za przeproszeniem. Na dokładkę ilustracje do „Wyznań właściciela..." zrobili stali bywalcy i inne osobistości związane: Joanna Adamusiak, Krzysztof „Kiwi" Chwedczuk, Ignacy Czwartos, Aleksander Janicki, Stanisław Koba, Marcin Maciejowski, Bartek Materka, Adam Rzepecki, Wilhelm Sasnal, Kaja Solecka, Dmitrij Szewionkow-Kismiełow, Marcin Świetlicki i Paulina Zielona.

Premiera dzieła Prusa odbędzie się oczywiście w krakowskim klubie Piękny Pies (ul. Sławkowska 6a) w środę o godz. 20, czyli w prima aprilis. W rozmowie o książce i społecznej roli alkoholu w obecności autora udział wezmą praktycy i teoretycy omawianych zagadnień: Piotr Bikont, Robert Makłowicz, Rafał Romanowski, dr hab. Tomasz Sikora oraz Irek Grin. W debacie przewidziano także udział publiczności.

Małgorzata I. Niemczyńska/Gazeta Wyborcza Kraków

I żeby nie bylo

wcale nie jest łatwo. Choć wczoraj już tylko jedna drzemka. Choć łatwiej wstać i nawet idę nad Wisłę na jog. Słucham wtedy takich potwornych radio jak Eska czy inne tam Zetki - potrzebuję koszmarnego rytmu. Podejrzewam, ze znam wszystkie przeboje, które pojawiają się w Energy tutałzend.

No i socjalizacja. Nie ma jak pójść raz na jakiś czas do Psa i przenieść się do Krowy ("to Krowa jeszcze istnieje?"). Popatrzeć na męskie gremium, ktore kręci się wokół ogona zamiast powiedzieć Malcolm Lowry. Za to lubię Kraków. Wspólny onanizm zawsze w męskim gronie, jarajacym fajki tak, żeby dym wypuszczać jeszcze wtedy, kiedy go wdychasz. Szereg niewykorzystanych sytuacji, pomruki. I potem prawie wszyscy w jednym miejscu, ale to wcale nie znaczy, ze Kiwi nie obejjrzy meczu przy barze. Trzeba tam chodzić częsciej - przebić się na aryjską stronę.

Idę pod prysznic. Owsianka.

środa, 1 kwietnia 2009

Dziś nowe.

Udało mi się rozpakować walizkę po Barcelonie. Piasek z Barcelonety, jakieś mini-szampony z ekstraktem z ryżu, rozlożona mapa, strój kąpielowy. Niedospanie ma sobie teraz iść w dal. Nowy miesiąc zacznę inaczej. Pisankę namaluje albo co. W caipiroski.