sobota, 18 października 2008

Krakowskie życie postanawia wrócić.

W domu coś mi podpowiada, że powinnam pójśc do miejscowej kosmetyczki. Brwi. Kultury patraiarchalne nastawione na oczy, kultury matriarchalne nastawione na usta - mówią podobno nie do końca zbadane teorie, lecz co do cholery... Krok ryzykowny. Jak już nei moge uciec z fotela dziewczyna z wacikiem w ręku mówi "A ja cię znam..." - dla mnie to najgorsze co moze sie zdarzyc, bo ja nie rozpoznaje, nie nasza klasa, nie macierzyństwo w wieku należnym, kościół nie, poczta nawet nie... A ona mi po nazwiskach wszystkich - z kim ja kiedy , do klasy kiedy, miłości kiedy i wymienia... Jedzie po połaczeniach między naczynkami z ND, o tym, że nikt nie ma dziewczyny "z zewnątrz" że czasem się zdarza co prawda, ale nie... Że ci co się "dobrze zapowiadali" ("bede dyplomatą") to siedzą dwie ulice dalej, bawią dzieci, że prady przenajświętrze, ze wyżej chuja nie podskoczysz. Że pomiedzy New Dęba i New Jersey żadna róznica i że żadna róznica pomiedzy New Deba i New Castle bo tam tez wszyscy siedzą. I kiedy ona tak snuje opowieśc o rzeczach , ktre nigdy sie nie zmieniąpostanawiam, że zostane z nią dłużej. Bo bezpieczny świat teściowej na sąsiedniej ulicy żeby dziecko podrzucić nigdy nie będzie moim udziałem. Na chwile jednak podsłucham. Czuję się jak w filmie o "prawdziwych Stanach", "Satlowe Magnolie", pewnie nie "Karmel", choć nie widziałam... I kiedy ona mówi "Bo wiesz, Kuba to mój mąż" pozostaje mi jedno: "Kurcze - to fantastyczny chłopak" - mówię, a ona usmiecha sie bardzo bardzo....

Po drodze do Krk obiecuje sobie po raz kolejny zakup korków/słuchawek/izolatora. Ceny kredytów, mieszkanie na drugim pietrze to "w sam raz" i tylko dziewczyna obok mnie prówadzi czterdzieści minut rozmwę przez telefon powtarzajac co 4 minuty jedno zdanie "nie powiem ci teraz".

Po szalonym wernisażowym wieczorze pomiędzy Al Dente, taksówką,Camelotem, Pięknym Psem, Zpafiską, Kinem Pauza, Miejscem - następuje kacowy poranek (co by się działo, gdybym została? wskazuje na to telefon "z kieszeni" Karola - 5.27 i środek zabawy). Wczoraj nadal "utrwalałam" siebie , nic nowego, bezpiecznie choć w szalonym tempie. Przywitać się , wysłuchać plotki, plotke przekazać porównać. Omówić kiedy się było przedmiotem plotek. Porozmawiać o dynamikach związków. Zobaczyć Bolka po raz pierwszy bez Justi od lat ośmiu i popełnić faux pas by sie dowiedzieć, ze innym też się zdarza. Obejrzeć buddyjskie niteczki na czyimś nadgarstku.

Poranek dziarski - bo mówie sobie że wstanę. Zapobiegawczo ryż jaśminowy i mleko, odpadam po nim kompletnie, okazuje się żeprzeceniłam swoje siły. Projektuje na siebie role Zeta - Jones z "Oceans 12" po tym jak Bradd Pitt patrzy w łazience na odcisk buta i postanawiam przesapac brak kontaktu z dwoma ulubionymi stworami na świecie. What will be will be. We snie narazsta zdenerwowanie, w końcu skłądam się ze złudzeń i bardzo bujnej wyobraźni szykującej mi pułapki na samą siebie. I jak juz jest źle źle dzwoni Ana i mówi, ze "tata pojechał na policje, bo chyba w Szwajcarii jednak wlepili nam mandat". Przekraczałysmy tam notorycznie predkośc w drodze do Arles... To daje mi kopa. Świat nie składa się zludzi a z rzeczy, które robimy. Życie obleka się w kształty zamiast nieokreślonych chmur obaw i skoków ciśnienia. Przypominam sobie, ze mozna być na autostradzie, że "prawdziwe zycie jest gdzie indziej" ale nie.

I potem nagle, niespodziewanie zaczyna się taka sobota, którą kocham. Nawet jak sama to jednak taka smooth - śniadanioobiad w Momo z Wysokimi Obcasami, po drodze Miejsce, gdzie przyjaciele grają w chińczyka, odkurzanie, rozmowa z sąsiadami, pożyczanie kluczy. W TV Radosław Majdan jak zwykle sie nie certoli i nagle widze jak podobny jest do Sasnala (Wili mnie za to wytnie z filmu) - podobny układ oczu i ust i i obydwaj mówia z podobnym zacięciem.
Kanapa, sterta papierów, pomysły pomysły. Nike niosą przed siebie.

Dzis jestem dresówą, która lubi to, ze obok lezy sterta zaproszeń, których nie wykorzysta, bo bedzie robić inne rzeczy. Mogłabym teraz to stukać gdzie indziej, jestem mobilna jak specjalista do spraw autytu, ale najwyraźniej nie tak ma być. Marzy mi się Berlin, ale pewniej wczesniej bedą interesy w Warszawie i Paryż i Bruksela.

A na razie domowy areszt (ciekawe co zdarzy sie w przeciągu 45 minut od napisania tego zdania, co wyciągnie mnie z domu).



Brak komentarzy: