czwartek, 4 grudnia 2008

Martini in the morning

W moim ulubionym radio jazzowym już się pojawił Nat King Cole i Kasandra marząca o białych świętach. Wszystko przychodzi nagle i wychodząc z Empiku natrafiam na konkurs szopek krakowskich. Świeci pazłotka i ulubione jarmarczne odcienie kolorów powszechnie przyjętych za eleganckie.
(Jak byłam mała dostałam kolarle w takich kolorach, złazła z nich potem farba, jak odprysk na audi, przez następne parę lat, za zrobiły się srebrne.)

W sumie lubie te szopki - są bardzo campowe, taki mały campowy lokalny gadzecik. Bywają na nich perełki, na pewno sa złote koroneczki, wybyjałe, cebulaste wieże i nieokreślony styl architektoniczny. Poza czasem, poza przestrzenią. I w sumie już poza religią. Nasza włąsna odrobina Meksyku, moze z baru Meksyk jak sie wyjeżdza z Huty...
Domki dla lalek, miniaturki, szkatułki, Saragossa.
Swięta START.

Brak komentarzy: