piątek, 24 października 2008

Uwielbiam. Omphalos mojego podglądactwa.

Kto nie chciałby tak być widzianym? Kto nie chciałby tego zobaczyć?
Proszę obejrzyjcie to na stronie - wygląda lepiej.

Mogłabym o tym zdjęciu godzinami. Ale nie zanudzę.
Napiszę tak: nie mam w mieszkaniu zasłon.
Chciałabym moczyć nogi po kolana w basenie, w którym ktoś nurkuje.

Peter Sutherland przyszedł i został.



Niedługo pojadę w podróż po Stanach. Zobaczę takie jak u Petera. Zwykło zwykłe. Takie w T-shirtach i z brodą, pod kocem i takie co chcą mieć band.

Wracam myslami do miesiąca.

W maju podbiję świat. Adrenalina powoli wchodzi w dawny obieg, fundacyjna rodzina wraca na miejsca przy stole. Aż sobie prezesów zamieszczę: Lela i Gutka.Fotografował bodajże artystyczny. (Czyli jakoś tam jest na zdjęciu).
Reszty fundacji nie mam co tylko skłania mnie do refleksji, ze takiej foty potrzebujemy.
Na stronę. Koniecznie.
Mam już nawet pomysł jak ma wyglądać - tak jak my w maju. Przed galerią, każde łapie zasięg, gestykuluje, patrzy w inną stronę i ... gada przez telefon. No a jak...

Wypowiadane na głos życzenia i życzenia zapisane

podobno mają wielką wartość. Same się konstytuują w świecie i idą dalej obok nas, przed nami.
Blog mój miewa właściwości magiczne. Mam nadzieję, ze zapisanie tego nie osłabi ich działania.

(Jazz Radio znów szaleje z częstotliwościami, nic nie słychać...)

Wpis o coachowaniu pamiętam. I pamiętam jak myślę, ze jeszcze trochę wody upłynie, bo rok akademicki, bo zapisy. A tu proszę - kurs przychodzi sam do mnie. Układa się delikatnie, acz stanowczo koło mnie. I zostaje pomimo odganiania i myśli, ze to szarlataństwo, lub że nie dam rady.

Odpływają za to w dal jednorazowe zachcianki. Nowy mebel, nowa sukienka etc. Czyżby była szansa, ze naucze się oszczędzać? Ufff....

Śledzę staty z dużą przyjemnością.

Szpieguję. Nareszcie znalazłam tak dla siebie Mariannę i Pawła.
Uzasadnienie idealne: "Aby Ci, co się rozpierzchli wiedzieli".

(wchodzę w edycję parę godzin później i poprawiam TEGO posta.
w tym momencie zrozumiałam, ze jestem wymieniona jako powód założenia bloga i ze jestem jedną z rozpierzchniętych. dobrze mi, że ktoś robi taki prezent. myslą, że niedługo trzeba będzie ich obeżreć z ciepła własnego i jagnięciny, kolendry, bakłażana. kochani)

Cały czas myśl o Bali

...kiedy właczam ogrzewanie w mieszkaniu. Special request. Faktycznie inaczej się wstaje.
Czeka mnie jeszcze zmaganie z taśmą uszczelniającą okna...
Może nareszcie nie będe słyszeć "ziiiiimno mi!" :)

sobota, 18 października 2008

Krakowskie życie postanawia wrócić.

W domu coś mi podpowiada, że powinnam pójśc do miejscowej kosmetyczki. Brwi. Kultury patraiarchalne nastawione na oczy, kultury matriarchalne nastawione na usta - mówią podobno nie do końca zbadane teorie, lecz co do cholery... Krok ryzykowny. Jak już nei moge uciec z fotela dziewczyna z wacikiem w ręku mówi "A ja cię znam..." - dla mnie to najgorsze co moze sie zdarzyc, bo ja nie rozpoznaje, nie nasza klasa, nie macierzyństwo w wieku należnym, kościół nie, poczta nawet nie... A ona mi po nazwiskach wszystkich - z kim ja kiedy , do klasy kiedy, miłości kiedy i wymienia... Jedzie po połaczeniach między naczynkami z ND, o tym, że nikt nie ma dziewczyny "z zewnątrz" że czasem się zdarza co prawda, ale nie... Że ci co się "dobrze zapowiadali" ("bede dyplomatą") to siedzą dwie ulice dalej, bawią dzieci, że prady przenajświętrze, ze wyżej chuja nie podskoczysz. Że pomiedzy New Dęba i New Jersey żadna róznica i że żadna róznica pomiedzy New Deba i New Castle bo tam tez wszyscy siedzą. I kiedy ona tak snuje opowieśc o rzeczach , ktre nigdy sie nie zmieniąpostanawiam, że zostane z nią dłużej. Bo bezpieczny świat teściowej na sąsiedniej ulicy żeby dziecko podrzucić nigdy nie będzie moim udziałem. Na chwile jednak podsłucham. Czuję się jak w filmie o "prawdziwych Stanach", "Satlowe Magnolie", pewnie nie "Karmel", choć nie widziałam... I kiedy ona mówi "Bo wiesz, Kuba to mój mąż" pozostaje mi jedno: "Kurcze - to fantastyczny chłopak" - mówię, a ona usmiecha sie bardzo bardzo....

Po drodze do Krk obiecuje sobie po raz kolejny zakup korków/słuchawek/izolatora. Ceny kredytów, mieszkanie na drugim pietrze to "w sam raz" i tylko dziewczyna obok mnie prówadzi czterdzieści minut rozmwę przez telefon powtarzajac co 4 minuty jedno zdanie "nie powiem ci teraz".

Po szalonym wernisażowym wieczorze pomiędzy Al Dente, taksówką,Camelotem, Pięknym Psem, Zpafiską, Kinem Pauza, Miejscem - następuje kacowy poranek (co by się działo, gdybym została? wskazuje na to telefon "z kieszeni" Karola - 5.27 i środek zabawy). Wczoraj nadal "utrwalałam" siebie , nic nowego, bezpiecznie choć w szalonym tempie. Przywitać się , wysłuchać plotki, plotke przekazać porównać. Omówić kiedy się było przedmiotem plotek. Porozmawiać o dynamikach związków. Zobaczyć Bolka po raz pierwszy bez Justi od lat ośmiu i popełnić faux pas by sie dowiedzieć, ze innym też się zdarza. Obejrzeć buddyjskie niteczki na czyimś nadgarstku.

Poranek dziarski - bo mówie sobie że wstanę. Zapobiegawczo ryż jaśminowy i mleko, odpadam po nim kompletnie, okazuje się żeprzeceniłam swoje siły. Projektuje na siebie role Zeta - Jones z "Oceans 12" po tym jak Bradd Pitt patrzy w łazience na odcisk buta i postanawiam przesapac brak kontaktu z dwoma ulubionymi stworami na świecie. What will be will be. We snie narazsta zdenerwowanie, w końcu skłądam się ze złudzeń i bardzo bujnej wyobraźni szykującej mi pułapki na samą siebie. I jak juz jest źle źle dzwoni Ana i mówi, ze "tata pojechał na policje, bo chyba w Szwajcarii jednak wlepili nam mandat". Przekraczałysmy tam notorycznie predkośc w drodze do Arles... To daje mi kopa. Świat nie składa się zludzi a z rzeczy, które robimy. Życie obleka się w kształty zamiast nieokreślonych chmur obaw i skoków ciśnienia. Przypominam sobie, ze mozna być na autostradzie, że "prawdziwe zycie jest gdzie indziej" ale nie.

I potem nagle, niespodziewanie zaczyna się taka sobota, którą kocham. Nawet jak sama to jednak taka smooth - śniadanioobiad w Momo z Wysokimi Obcasami, po drodze Miejsce, gdzie przyjaciele grają w chińczyka, odkurzanie, rozmowa z sąsiadami, pożyczanie kluczy. W TV Radosław Majdan jak zwykle sie nie certoli i nagle widze jak podobny jest do Sasnala (Wili mnie za to wytnie z filmu) - podobny układ oczu i ust i i obydwaj mówia z podobnym zacięciem.
Kanapa, sterta papierów, pomysły pomysły. Nike niosą przed siebie.

Dzis jestem dresówą, która lubi to, ze obok lezy sterta zaproszeń, których nie wykorzysta, bo bedzie robić inne rzeczy. Mogłabym teraz to stukać gdzie indziej, jestem mobilna jak specjalista do spraw autytu, ale najwyraźniej nie tak ma być. Marzy mi się Berlin, ale pewniej wczesniej bedą interesy w Warszawie i Paryż i Bruksela.

A na razie domowy areszt (ciekawe co zdarzy sie w przeciągu 45 minut od napisania tego zdania, co wyciągnie mnie z domu).



Liczba wpisów na życiu i na Manhattanie osiągnęła 214.

To 215 wpis na życiu. Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem w zeszłym roku o tej porze nie leciałam właśnie samolotem. Nie będę tego potwierdzać, bo nawet nie wiem jak. A wystarczy, ze mi się wydaje. Bo - może niestety - to co mi się wydaje , to właśnie jest życie. W danej chwili liczą się w końcu złudzenia.

piątek, 17 października 2008

Pożegnanie lata, pożegnanie jesieni.

Zmywam lakier z paznokci u stóp. Na śniadanie - kiedy zastanawiam się czemu u diabła jestem niewyspana - dostaję kubek kakao (bo w nocy nie było wody i rurami leci brunatna maź). Zaczynam planować. Że jutro sobota z tekstami, że niedziela Miejsce, Anna Maria i kawa plus kiwanie się a wieczorem przyjeżdża Ana. I znowu będzie megaświęto, bo nikt nie działa na mnie tak dobrze ja ona.
Może ja wracam? Bo wiadomo, ze "Czwórki dość często od ziemi „odlatują”". Przyjedzie mój szalony rozsądek to będzie mnie pełniej.

A brata wolno?

Kiedy premier Kaczyński wykrzykiwał Monice O. strofki o bracie postanowiłam zrobić coming out.
Bo u mnie brata wolno, mam ich dwóch ijeszcze jestem najbrzydszym dzieckiem w rodzinie na to wychodzi.

To zadanie nie z cyklu znajdź różnice, a znajdź podobieństwa.

poniedziałek, 13 października 2008

OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO"OOOO

Nie umiem się skupić.
Próby medytacji zawsze spełzały na niczym, a słynną scenę z "Zawód - Fotograf" mogłabym oglądać z przerwą na siusiu, maila, kanapkę .... No żatuję. Fakt. Ale trudno mnie utrzymać przy czymś dłużej.
A to - najciekawszy sposób na reklamę męskich ciuchów jaki widziałam w życiu - obejrzałam 2 razy. Siatkówka przylepiła mi się do ekranu...

No i jeszcze moja jazda na podróż po Ameryce i ten Claremont. Miejscami wyglada, swoją drogą, jak z "Północ - Północny Zachód"...


Adam Kimmel presents: Claremont HD from adam kimmel on Vimeo.

Choć nie chiałabm,żeby mi chłopaki wyjechali pod koła.

"Getting Used to the Twenty-first Century"

Nie umiem odbierać newsletterów. Mój bat nigdy nie pokazuje obrazka, nie nęci, daje znać, że marnuję na nie czas... I jakoś udało mi się otworzyć newsletter Galerie Voss i zobaczyć Kate Waters. I zastanawiam się, czy od tej pory nie zaprzyjaźnię się z newsletterami...

Jakos na fali mojego zachłyśniecia "drugą stroną Kalifornii i LA plus oczywiście serialami zdoliny lalek i plastikuakurat ten obraz. Peenie najważniejszy dla całego cyklu jest ten: ewidentna ilustracja tytułu, flirt ze sposobem odczuwania historii, lekcją wspólczesnej wystawności - miejscem dzieła sztuki ikoncepcją idei muzeum/krytyki instytucji... Uffff... Ja po prostu lubię ten blask, światło, neonowość i miejskość jakąs taką leniwą i idealistyczną. Po prostu wspólczesna pani Renoir.




BEYOND HISTORY

Vincent ewidentnie na finiszu z książką. Nie moge się doczekać, widziałam pierwszą kopię i chyba od czasów Tillmansa nic nie zrobiło mnie mnie takiego wrażenia.
Cała książka - o Kubie- to takie opus magnum Vinca i to nie ze względu na rozmiary przedwsięwzięcia, czy materiał zbierany latami. Raczej ze względu na totalność tworzywa: ksiązka jest Vincentem, Vincent jest książką. Dlatego nie ma bata, żeby była nudna - Beyond History przejmuje osobowośc autora jak gąbka, nie tylko przez charakter zdjęć (troche snapshoty, w których możnaby się dopatrzeć Richardsona i Tellera, jesli ktoś szedłby kategorią kontrowersji estetycznej) ale przez jego wizualne wykształcenie - widac i fascynację wernakularyzmem i wpływy tillmansowskie, co na szczęscie nie odbiera BH spontaniczności. Jest tam i zaangazowanie w sprawy polityczne i seks i świetne poczucie humoru i rozczulenie i pozowanie na Bogarta i skłonnośc do przebieranek i uzywek i uwielbienie dla cipki. Cały Vincent do położenia na blacie stoły, do podejrzenia (emaile do mamy swojego syna, przedruki listów wymienianych pomiedzy nim a Janem Pedro Gutiérrezem, autorem ksiązek o Havanie składających się z opisów wileopietrowych orgazmów...). Zawsze jak patrzę na Vincenta to mi sie wydaje, ze powinien prowadzić za sobą na czerwonym sznurku wielką maszynę xero. Żeby jego zdjęcia - tak naprawdę bardzo czułe - stały się bardziej rough, żeby była w nich jeszcze większa siła polityczna. Ale teraz Kubie to już i tak nie potrzebne...














Vincent obiecał wpaść i pokazać w ZPAFiSce "Beyond History" : "yes yes I'll be the Jesus of your gallery, a little bit late as always (...) you know. Cuban girls. me naked in the middle of the road with my FAR (Fuerza Armada Revolucionaria) hat !!!" HOPE SOOOOOO.....

Odkąd zaczęły się deszcze, powtarzam ci, żebyś spał w pończochach.

tęskniłam za tym.

sobota, 11 października 2008

Dla przeciwwagi i w efekcie syntezy

obfitości ewidentnej eeeeee...
No więc nocny prezent podczas Kalifornikacji przypomniał mi ze jeszcze nie słyszałam najnowszej Marysi Peszek. No i oczywiście teraz się zaśmiewam, podchłystuję i wkurzam, ze resztaludzkoscijuzzna. Lubie nawet te bardzoodjechaneteledyski (mam nadzieję, że to nareszcie ona)

WO

Sobotnie poranki od wielu lat należą do WO. Czasem potrafią make my day, czasem potrafią go spoil, a czasem szczękościsk. I dziś znów herbatokawa lakier do paznokci i koszmarna okładka, która sama już wnosi niepokój.

Dzisiejszy numer wysokich czytany do kawuni nie zrobi dobrze. Pewnie większość czytelników zacznie nerwowo drapać się, rozglądać na boki i ukrywać gazetę w otwieranej ławie, pod poduszką, szparze pomiędzy meblościanką a ścianką.

Wszystko jest sprawą wyboru.

Rozmowa z Zofią Milską-Wrzesińską z rysunkami Sieńczyka. Niech pierwszy rzuci kamieniem i wszyscy jesteśmy...

Od wczoraj jestem sama z tatą w domu. Gada ze mną, robi mi kanapki z mascarpone, smaży dzikiego łososia, puszcza filmy. Cuuudownie jest. Ale w głowie kołacze się inne:

"Ludzie często noszą w sobie pragnienie odbudowania czegoś, co zniszczyło się w ich dzieciństwie. Chłopcy wychowani przez zimną, wymagającą matkę nie dszukają cieplych serdecznych dziewczyn. Chcą, żeby ich zaakceptowała jakaś zołza. Jesli ojciec był nieobecny, pochłoniety pracą i zamkniety w sobie, to córka moze rosnąć z nadzieją, że spotka mężczyzne podobnego do jej ojca, a on na nią jedną się otworzy." I dalej jest że niekoniecznie zawsze. I ze dużo. Że można skuwiela, ale nie trzeba, że można lodowe królewny, ale potem sie można otrząsnąc, że trzeba się uczyć przechodząc etc.

Strasznie jestem szczęśliwa dziś, że obok nie ma kogos krecącego się ze swoim kubkiem z herbatokawą tak etatowo już. Ciekawi mnie ile osób po tym artykule pójdzie sobie na dłuższy spacer. Kogo dzis będzie nosic?

Mnie ten artykuł strasznie rozgrzesza: robiłam naprawdę dobrą robotę. No i to.

Będę terapeutką/będę coachem.

Tak sobie postanowiłam. Bo w sumie to głupota nie zrobić użytku z całego mojego myślenia obsesyjnego, ciągłego, rytmów skojarzeń, empatii i ogólnej pierdolonej nadwrażliwości. Oraz widzenia za wiele. Trochę czasu minie. Pomęczę się trochę ale może nareszcie będę miała coś - co będzie działało i pod Sieradzem i na Bali i w Amsterdamie? Bo język nie działa (language, nie tongue). Zazdroszczę ludziom, którzy się zabierają gdzieś z umiejętnościami, mająz siebie taki USB, który mogą włożyć wszędzie i działa (Freud, Freud, Freud.... LOL - jak z Californication).

Język jest najsilniejszym mięśniem w ciele człowieka (to znanie dostało Nike).

{i nie to miałam napisać, zaraz to zrobię co miałam}

W środku nocy w srodku Californication - prezent. DZIĘKUJĘ.

piątek, 10 października 2008

W domu Susanne

Nie chcę być jak.

(...)
And she feeds you tea and oranges
That come all the way from china
(...)

czwartek, 9 października 2008

Half awake &half asleep


© Asako Narahashi - Kawagushiko, 2003 - From the series "half awake and half asleep in the water"

Dano nie zakochałam się w zdjęciu tak bardzo. Cały cykl - delikatny, rozmazany, wakacyjny, cywilizacyjny- można zobaczyć np. tu.

Zamiast sama spać - oglądam semi-sen innych. Jestem pomiędzy "Szczękami" a japońską ryciną...
Podobno jest genialny film Koszałki o tym jak ich wysyałają na siłę żeby zrobili zdjęcia Fuji... Bredzę.

4/3

połączenie błędnego rycerza z hazardzistą i z control freakiem jest - siłą rzeczy - burzliwe.
Welcome to my world. Jak już w coś wejdę nie poddam się łatwo, chyba, ze się znudzę.
Robię rzeczy od końca ("witamy w piekle Bliźniaków, jak mówi Kamil"), od dupy strony.
Zaprzeczam dopiero co wypowiedzianej maksymie. Wbrew pozorom jestem na maksa szczera.
Uffff

środa, 8 października 2008

Pole interpretacji.

"Jeśli nazywasz się John Updike, Philip Roth albo Joyce Carol Oates, nie musisz się zastanawiać, czy masz uregulowany abonament telefoniczny. Nikt ze Sztokholmu nie zadzwoni" - pisze New York Times.

Co - u diabła - znaczy powyższe zdanie?

'W ubiegłym tygodniu Horace Engdahl, sekretarz Szwedzkiej Akademii przyznającej Nobla (zgodnie z tradycją werdykt ogłaszany jest w jeden z październikowych czwartków), w wywiadzie dla Associated Press mówił: "Europa wciąż jest w centrum literackiego świata. Stany są za bardzo odizolowane, skoncentrowane na wasnych problemach. Nie tłumaczy się tu wystarczająco dużo książek powstających na świecie. Amerykanie nie uczestniczą w wielkim dialogu o literaturze".'

Intrygujące. Co za farsa. We are America.

Praca w Miejscu

jest po co żyć.
Kanapka z kotletem z groszku. Mate z tykwy.
Zlot "motylków" za plecami. A my sobie o operze, estakadach i filmach z rodzaju barwnie określonego przez Kieża jako "poruchaj sobie w prajmtajmie". I tego czego potrzebuje Kozak. Ulubiony temat Kozak: Kozak.
Powraca też nieśmiertelny temat - czy metro warszawskie ma już drugą linię?
Kolor Milwaukee - Milka...

To żeby mnie już nie pytali, czy widziałam Gracjana. Macie bełkocik.

Bełkocik Agi też.

A jednak po 9 zdarzają się niespodzianki

radio. Silver Rocket.
Płyta nazywa się Tesla i jest niezłym postmodernistycznym odjazdem :)
Dla mnie może nawet konkurować z Pana Baty wizją świata.

że zacytuję:

Tesla nigdy się nie ożenił, nie miał też dzieci. Podobno żył w celibacie. Złośliwi twierdzili, że i tak żadna kobieta by z nim nie wytrzymała ze względu na nerwicę natręctw i niezliczone fobie, z których słynął.

I'll never touch a lock of your hair. I'll never give you a stringful of pearls. I'd like to hold you but I won't ever dare. I've looked straight in your face. The glare of your eyes can't be compared. I wish I was cared for and embraced. If I could change myself for you. If my obsessions were untrue. If I could love you like you do. If I could change myself for you. If your obsessions were untrue. If you could love me like I do. You've always lived in the full glare. You're the only girl that I could bear. In spite of dreams we were left in despair.

Mantra fikcyjnego Tesli:


If I could change myself for you. If my obsessions were untrue. If I could love you like you do. If I could change myself for you. If your obsessions were untrue. If you could love me like I do.

Nie moje ale brzmi. Idę na owsiankę.

Listopad w październiku.

Rewolucja październikowa była w listopadzie (kalendarz juliański).
Brak rewolucji - listopadowy - zachodzi w moim przypadku w październiku.

O 7:20 zadowolenie , ze można się tak rano obudzić. O 7:38 pierwsza myśl - że właściwie to po co się spieszyć. A potem, że w sumie nie ma po co. Zaczynam rozważać - czy było kiedyś tak, ze budząc się rano w listopadzie chciałam gdzieś iść, coś robić?Co mnie pchało do przodu, skoro nie myśl o Bożym Narodzeniu i że trzeba do niego dożyc? I dlaczego już myslę o listopadzie, skoro jest pażdziernik?

Bo Kraków. Bo złota polska to jeszcze większy mit niż wspólny orgazm.

Przypominam sobie o tym, że w Szwecji jest gorzej. Komisarz Wallander nie bz powodu wstaje o piątej. O piątej większość pór roku wygląda podobnie.

Potem zaczyna się targ z samym sobą i swoją rolą społeczną. Jeśli pracuję w domu, jeśli nie musze nigdzie iść to może prześpię to myślenie o tym, czy warto wstać i wstane kiedy wstać będę musiała, w ostatniej chwili? Rozgrzeje mnie adrenalina i złośc?

W samotnym poranku najważniejsze są rytuały. Nie wierzę, że większość ludzi "musi" wypić kawę, żeby się obudzić. Oni muszą tak mysleć, żeby wyjść z łożka, zrobić kawę ... Samo się wtedy kręci. Bliski znajomy zostawiał naczynia w zlewie by o 7 rano zacząć od ich umycia (zawsze kłóciło się to z moją wizją życia jako reklamy kawy) jednak zrozumiałam po wizycie w jego domu rodzinnym, że był to również sposób na poranne rozgrzanie rąk w ciepłej wodzie (węglowy piec w starym domu czynił poranki wyjątkowo bezlitosnymi) i całą rodzina kłociła sie o ten "przywilej".

Ja wracam z okresu spontanicznej samowolki w której jeden czynnik to nie wyjść z łożka bo jest tam przyjemnie a drugi wyjść bo jest po co - do okresu kontrolowanego rytuału i powodów. Na szczęscie coś odpada z hukiem i ląduje na ziemi o 7:52 - trzeba wstać, przybić gwóźdź - najpierw trzeba go znaleźć. Potem witaminy, odżywka włosy, codzienne gubienie radia jazz i brak rozgrzewki, owsianka. Enneagram mówi, ze zbawi mnie wysiłek fizyczny i rutyna w nim. Joga jest prostsza w Kaliforni - twierdzę. Nawet Robert Haas możę sobie pisać teraz o gilach na zamrożonej ziemi - nie robi to na mnie wrażenia.

(Walking, I recite the hard
explosive names of birds:
egret, killdeer, bittern, tern.
Dull in the wind and early morning light
the striped shadows of the cattails
twitch like nerves.)

Kiedy w końcu - pod prysznicem przypominam sobie, że w dzieciństwie listopad nie był inny niż inne miesiące. Kiedy rano myślisz tylko o tym, że znów dziś będziecie eksperymentowac z Łukaszem na Marcinie, lub że bajka, poranek, książka... Książka do połknięcia. Ale potem mi się przypomina, że dzieciństwo to konstrukt. I że chyba nie pamietam go tak, jak sie naprawde zdarzyło.

Listopad w październiku: zamiast nowego ciucha chesz sobie kupić ładniejszy dres jogowy "po domu" i ładniejszą ciepłą piżamę. Ciepłe perfumy do spania w nich.
Listopad w październiku: przypominam sobie odcinku Burdaina o kucharzu z Chicago (zima tam istnieje...) który mieszka teraz na Bali. Przeliczam brak oszczędnosci na bilet na Bali, zastanawiam sie kogo ze sobą zabrać.

(In California in the early Spring
There are pale yellow mornings,
when the mist burns slowly into day
The air stings like Autumn
clarifies like pain--
Well, I have dreamed this coast myself. )

Potrzebuję znów przeszkadzajki. Jestem przekorna. Jak cos będzie mnie zatrzymywac w łożku - to wstaję. Za co bardzo z góry przepraszam.





poniedziałek, 6 października 2008

I could

I'm coming over but I won't be long
I'm coming over
I'm making a new song

I pick a car and it's a fifteen minutes drive
Rock Classics on the radio
to clear my mind

Sometimes in the weekends
we meet up at our favourite cafe
I'll order a chai tea and you will have the usual au lait
and when the place get crowded
then they freak out
and they play the techno louder
yes, when the place get crowded
then they freak out
and they play the techno louder

Here comes another day in isolation
hold out your hand
feel my brain burns
you stuck and lick but you still don't know why
I could fuck your brains out
but I'm not interested in that life

Sometimes in the weekends
we meet up at our favourite cafe
I'll order a chai tea and you will have the usual au lait
and when the place get crowded
then they freak out
and they play the techno louder
yes, when the place get crowded
then they freak out
and they play the techno louder

I'm coming over but I won't be long
I'm coming over
I'm making a new song

piątek, 3 października 2008

Kamel przekochany

dał do mnie linka u siebie i napisał "blog Agi, coś o planowaniu życia"
żeby, oby, jak?

mam kontakt nie ja