sobota, 20 grudnia 2008

Zaczęło sie jakoś we czwartek

po południu. Miałam jakąś nadzieje, że nie wybuchnie, ze to nic nic. A potem już tylko dziwne spotkania na szczycie, informacje z pogranicza jawy i snu i przypadkiem - ratując staczającą się popielniczkę - parzę się w mały palec. Od tego momentu będzie źle, ciekawie, intensywnie. Od tego momentu pojawi się wewnętrzny paranoik, będący reprezentantem niewyrażonego pragnienia, od tego momentu historia wmiesza się w rzeczywistość i nałoży na moje uczucia. Większości z tych rzeczy nie da się opowiedzieć, bo zawierają historie osobiste i duże tajemnice. Przedświąteczny piątek zawierał takie elementy jak telefon komórkowy, który wpada do mysiej dziury , kiedy chce rozwiesić pranie na strychu i flintę we flincie. Intuicję za bardzo kiedy patrzy się na cudzy wyświetlacz telefonu i dowiaduje za dużo. I duuużo więcej. A jak wróciłam do domu to odkryłam, że czasu nie da się oszukać do końca, choć nie wiem jakie wybrał sobie ramy - czy bedzie tak juz do.... kiedy? Maile z wczorajszą datą nadal potrafią sprawić, że ci źle i przykro ale i jest nadzieja, ale i pojawia sie w tobie ukryta Lukrecja Borgia.

To prosze państwa pojawia się , kiedy ukrywa sie prawdziwe uczucia.

Przez cały wczorjaszy dzień mały palec pulsował, bolał, piekł. Spuchł. Widac było stan zapalny.
Dzis przysechł, nie boli prawie... Mam nadzieje, że i tak bedzie z resztą.

Brak komentarzy: