*za Monthy Pythonem skecz z papugą.
no nie ma nie ma. Wczoraj gadałam przez telefon z Moniką Waraczyńską, która powiedział, ze radio che się reaktywować w necie. Jak możecie wpisujcie się na ich listę na radiojazz.fm, będą wiedzieć, ze komuż zależy.
Poranek bez Solar Jazzu już nie taki sam. W zamian dostajemy Chilli Zet... matko, co za nazwa.
Przy okazji może uda mi sie pożegnac z panią Ireną Fessel.
Kto jej nie zna - znaczy, ze nie chodził.
Pani Irena Fessel nie żyje
Była najwierniejszym uczestnikiem wydarzeń kulturalnych Krakowa, znała na pamięć daty premier teatralnych i wydań najciekawszych pozycji ksi±żkowych. Zmarła w miniony wtorek. Miała 81 lat.
Twarz pani Ireny Fessel była doskonale znana miło¶nikom Salonu Poezji, krakowskich teatrów i filharmonii. Pani Irena z wykształcenia była chemikiem (ukończyła studia na UJ), pracowała jako nauczyciel akademicki, przewodnik wycieczek i tłumacz języka angielskiego, niemieckiego oraz rosyjskiego, ale to literatura i sztuka były najważniejszymi elementami jej życia.
Od kilku miesięcy pani Irena była poważnie chora. Wolontariusze i pracownicy naszej Fundacji otoczyli ją opiek±, odwiedzali w szpitalu, zajmowali się ni± po powrocie do domu, dbali o to, żeby miała gor±ce posiłki, brała leki, sprz±tali jej mieszkanie. Niestety, w ci±gu ostatnich dni stan pani Ireny na tyle się pogorszył, że nie była już w stanie samodzielnie funkcjonować, korzystała m.in. ze wsparcia Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. A kiedy okazało się, że nie powinna ani na chwilę zostawać sama, opiekę znalazła w Domu Pomocy Społecznej im. Ludwika i Anny Helclów. 25 listopada o godz. 15 pani Irena zmarła.
Pogrzeb odbędzie się w najbliższy poniedziałek 1 grudnia o godz. 13.00 na cmentarzu żydowskim przy ul. Miodowej 55 w Krakowie.
Nie mam pojęcia jakim sposobem osoba, która była WSZEDZIE i zawsze siedziała w pierwszym rzędzie - nigdzie nie ma zdjęcia, przegóglowałam co mogłam. Pierwszy raz co prawda w życiu zobaczyłam ją co prawda wtedy, kiedy waliła po nogach fotografa, który ośmielił jej sie przeszkodzić (według niej...) na koncercie Savala - miałam wtedy 17 lat.
Potem widziałam ją na koncertach w Jarosłwiu i Warszawie. Wszedzie równo kibicowała i przeszkadzała. Nos sokoła i dwie pary okularów załozone jedne na drugie - przynajmniej jedne jak denka od butelek... Kupowała karnet na Festiwl Kultury Żydowskiej i codziennie przychodziła sprawdzić, czy przypadkiem nie staniał... Zajmowała miejsce zarezerwowane dla Szewacha Weissa i nie dawała sie wypedzić. Miałą swoje sposoby na zdobycie pierwszego rzedu. Umiała stawać nóżkami krzesła na stopach wolontariuszy, żeby sie przsuneli. Komentowała na gorąco i używała łokci. I była wszedzie. My nazwaliśmy ja babcią festiwalową inni teatralną.
Podejrzewam, że każdy z was miał z panią Ireną swoją przygodę - marzy mi sie, ze ktoś ją wpisze w komentarze, bo ja na razie - nic o niej nie ma...
I ta niewdzięczna fotografia. Fessel - czesto barwniejsza od artysty występującego na scenie - nie ma swojego portretu, który możnaby znaleźć w necie. A moze każdego kto chiał jej zrobic zdjęcie - traktowała parasolką?
środa, 10 grudnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
sialala, a ja mam jej zdjęcie! :) z pewnego wernisażu w muzeum czartoryskich :) jak chcesz, to twój blog, może być jedynym miejscem w sieci, gdzie będzie jej zdjęcie :) tylko musze je odkopać i nie wiem, czy mam je tu czy tam.
chcę!!!
albo u siebie daj i ja podlinkuję...
w necie wywiązała sie dyskusja, której jestem niemą uczestniczką , moze jednak przekleję anonimowo:
- jezeli Pani Irena jest/byla tą osoba, ktora znamy jako "szesc oczu" to
skladam niniejszym wyrazy glebokiego szacunku dla Pani Ireny. I Biuro
Ochrony Rzadu sie poddalo i prezydent Kwasniewski pewnego pamietnego dnia
wobec sily natarcia ze strony Pani Ireny ustepujac jej WŁASNEGO miejsca w
rzedzie pierwszym filharmonii krakowskiej.
nie wspominajac rzecz jasna ile razy my ustąpiliśmy wobec siły argumentów (szef znanej agencji fotograficznej)
kolejny:
Tak...
Pani z pierwszego rzędu....., polecam z przed lat materiał w GW o pani Irenie pióra Targoń/Bugajska, ....a inne własne lub cudze historie długo zapewne będą krążyć w fotoreporterskim środowisku
Muszę wam powiedzieć, że Siwa do końca była sobą.
Nawet na szpitalnym łóżku. Ciężko ją było przekonać do jakiegokolwiek badania,
na każdą propozycję lekarzy miała ciętą ripostę...
A ostatniemu lekarzowi który ja badał powiedziła (była juz b. słaba, rak trzustki)) że i tak ma większe EQ od niego...
Jej wada wzroku to było -27 dioptrii.
Urodziła się we Lwowie, matka zginęła a ojciec uciekł do Izraela.
Natomiast u niej w domu podczas porządków znaleziono paszporty z lat 70-tych z wizami z niemal
każdego zakątku świata, jak np. Japonia czy Hawaje.
Kolejna barwna i charekterystyczna postać ubyła z naszego miasta.
mam nadzieję, ze nie złamałam tajemnicy i niczyich praw autorskich...
Ja pamiętam jak na egzaminie na PWST (ciasno jak diabli) w środku sceny zaczęła wydzierać się do osoby siedzącej poniżej, że usiadła jej na czubku buta.
O chrapaniu w drugim rzędzie na Lupie nie wspomnę.
Bezkompromisowość i przeszywający wzrok pani Ireny. Szkoda.
A z kolekcji krakowskich "indywiduów" - urządzałam warszawskie 17 m2 i śniadanie musiałam zjeść w jakimś przydrożnym warszawskim fast-foodzie. Znad gazety i udka kurczaka mignął mi... najbardziej gburowaty i chamski żebrający w krakowie - łysawy facet o dość znacznej tuszy, zawsze w przykrótkiej szarawej koszulce. Jego metodą na klienta jest obrażanie i robienie zamieszania. Obrażanie - najchętniej kobiet, przy pomocy "niezbyt wybrednych" porównań. No i tenże właśnie obiekt przy stoliku obok pił kawę. I to nie koniec, ponieważ następnego dnia, późnym wieczorem, trafiłam do galerii handlowej w poszukiwaniu pieczywa. I tego samego człowieka minęłam na ruchomych schodach pośród świątecznych światełek i innych dekoracji. Jakoś mi się z Barcisiem skojarzyło, ale chyba raczej nie powinno.
Nie powinno...
Ale ten pan jest koszmarny...
Podobno w Warszawie lepiej płacą i tyle.
Prześlij komentarz