Rozmowa z Maksem Färberböckiem, niemieckim reżyserem i scenarzystą filmu "Anonima. Kobieta w Berlinie"
"Rosjanie to dla niej już nie tylko gwałcąca masa, ale pojedynczy normalni ludzie. Z 1,5 mln czerwonoarmistów w Berlinie nie wszyscy to gwałciciele i mordercy. Zauważyłem, że my w Niemczech nie mamy pojęcia, jaka była Armia Czerwona, potrzebujemy tylko wroga, który był równie zły i okrutny jak my.""Opowiadano mi, że berlinianki, kiedy czuły, że nadchodzi śmierć, stroiły się elegancko, malowały usta. Niedouczeni krytycy zarzucają mi, że kobiety w "Anonimie" wyglądają jak gwiazdy filmowe. Nie wiedzą, że berlinianki nawet chleb wymieniały na kosmetyki. Nie wiedziały, czy przeżyją, ale chciały być piękne."
"Kiedy szukałem rosyjskich aktorów do "Anonimy", zrobiliśmy castingi w Petersburgu. 30 mężczyzn dziennie, każdy miał 20 minut. Znali już scenariusz. I chyba ośmiu z tych silnych mężczyzn rozpłakało się podczas prób. Zrozumiałem, że Rosjanie mają całkiem inny stosunek do swojej przeszłości niż my, Niemcy.
Nam się wydaje, że żaden inny kraj na świecie nie przepracował swojej historii tak jak my. O winie za Holocaust potrafimy mówić zawsze i wszędzie. Ale to całe analizowanie przeszłości odbywa się w sferze abstrakcji. Żałujemy, ale nic przy tym nie czujemy. Hańby naszej historii pojedynczy Niemiec nie bierze sobie do serca."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz