poniedziałek, 9 czerwca 2008

Kupcie mnie w kiosku

w realu występuje jak Proust lub Malte, zabunkrowana alergią z zawartymi oknami dla ochrony przed pylącą trawą. Czas ciszy, nerwów - bo coś niepokojącego w atmosferze się czai, grzyba atomowy bolesnych uczuć, ludzie w śpiączce nie wytrzymują i umierają - i zepsutego wiatraka od komputera. Zaległości. Zawsze znowu wciąż - zaległości. Zaległości , moje drugie imię.

Jak tęsknicie kupcie mnie w kiosku:
w Exklusivie pokazuje język i prezentuję płaszcz.
W Newsweeku ekspertuję w artykule o freeganach.
W następnym Tygodniku Powszechnym jest mnie dwie.
Patrzymy na siebie.
Głownie chyba z niedowierzaniem , bo artykuł jest o singlach.
Zostałam singlem chyba. I tak jak mówię - z ekonomicznego punktu widzenia (wiem , ze to qrw niegramatycznie i bez sensu) jestem singlem. Ale nie jestem quirkyalone twierdzę. O nie - żadnych tam popcorn przed tv i kupie sobie kota, nie jestem Amelią co to makaron tylko sama.
Jak się tak wyzłaszczam, że nie dla mnie samotne przyjemności Jahwe zsyła na mnie baranka w postaci pyłków trawy. I muszę zadowolić się zamkniętym mieszkaniem, zimnymi prysznicami i buczącym komputerem oraz zaległościami.

Nudzicie się? Kupcie sobie szopa pracza.... Jak mawiał wiadomo.

1 komentarz:

manda pisze...

Aga,
co się z nami.

wszystkim.

stało.
dzieje.


rozumiesz?

straszne słowo 'zaległości'.
m.