środa, 13 maja 2009

Rytmy przedziwne

Na razie obserwuję. Czasem z rozbawieniem, bo jak inaczej? Z boku. Na przykład jak zaczynam przegladać oferty pracy z Rzeszowa (tak, z Rzeszowa!) bo mi sie nagle wydaje, ze to właśnie to będzie - tam się przeprowadzić, dać się uwieśc życiu malego miasta wstawać rano i widzieć utrzymane klomby, moze mają coś w Urzędzie Miasta?

I czuję tę chemiczna mieszankę, która we mnie buzuje, która sprawia, ze jeszcze mam za mało wyzwań, że nie wiem w co rece włozyć, bo brakuje wyzwania. Obserwuję, ze inni z tego powodu chodzą na banię, ktora kończy sie o 4 rano, ja statam się chodzic na spotkania autorskie, z których wychodze po 8 minutach, znudzona, szukajaca chili, ale za too z nowa erotyczna japońska powieścia Karakteru pod pachą ale zanim zaczne ja czytac zdarzy się galaktyka ludzi, wycieczka z Indii zablokuje mi dojscie do bakłażana, nie dojdę na truskawkowe wino, utknę w pół Poirota, usłyszę znow te same opowieci o nieodpowiedzialności i rozbijaniu samochodu w Opavie, wino zmieni się na różowe a ja zasnę w srodku rozmowy z M. widząc przed oczami pierwsze linijki ksiązki: "Byc moze pewnego dnia obudzisz się i ujrzysz Tygrysa u wezgłowia. Lazur nieba zderzy się z bursztynową barwą ziemi, prąd powietrza wessie słowa, a wszelkie stworzenia: zwierzęta, ptaki i ludzie, przestaną rozrózniać ciepło i zimno, radośc i smutek. Tygrys przemówi do ciebie."

Brak komentarzy: