Poszłam do fizykoterapeuty. Bo bolało.
Potem bolało przez chwile jeszcze bardziej.
I pan powiedział: zastosujemy kinezytaping.
To specjalna taśma klejąca z Japonii, którą skleja się mięśnie, żeby się nie nadwyrężały.
Wyciągnął piękne coś w kolorze różowego beżu. Papierowa część była cała w japońskich znaczkach.
Pomyślałam o MUJI, potem, ze lepsze niż MUJI. Wolałabym ta znaczoną częscią u góry, ale nie...
Oblepił mi kręgosłup, mięsień na barku. Popatrzył na mnie i powiedział: no tak mogłem użyc różowej (coś żarówiastego leżało na biurku..).
Totalnie zwariowałam. Wysmarowałam ją brokatem.
Czuje się jak z Arakiego... Jakbym miała wielkie szczeliny po pile łańcuchowej na plecach...
Mały fetysz?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz