sobota, 16 lutego 2008

Najfajniejszy moment w Londynie

następuje kiedy zdycham już kompletnie - straszą mnie duchy z przeszłości w postaci autobusu numer 3 i przeklinam swoją rosyjską duszę : pomieszanie melancholii(gdy samemu) i energetycznego optymizmu (z ludźmi). Przeklinam to, że nigdy nie umiałam zakupować w Topshopie i zostać w Starbucksie dłużej niż 15 min. Przeklinam tłumy i rozpadające sie miasto. Ratuję się w Urban Outfitters. W sekcji SALES znajduję album Tracy Emin za 75$ przeceniony na 24 funty. Postanawiam go dźwignąć do domu. Do samolotu.

Zawsze bardziej lubiłam Sarah Lucas. Teraz jakoś - po Biennale V i po obejrzeniu jej niezwykle kruchych obrazków przed i po - aborcyjnych, po zobaczeniu paru video i poczytaniu jej bezsensownych felietonów w Guardianie (omg jak ja bym chciała takie trocinowe bzdury pisać jak ona) coraz bardziej ją lubię.

"Today is your lucky day" powiedziała Włoszka za kontuarem , a ja popatrzyłam na nią wzrokiem wisielca zastanawiając sie czy połozy mi głowę konia wieczorem do łózka (Sliwka nie byłaby zachwycona) i mysląc - co ty istoto w modsowskim autfice wiesz o rozterkach gorszych od smutku Nikity Michałkowa nad kondycja kina? Ja tu się nad sobą użalam, swojego towarzystwa znieść nie mogę , snuje sie jak zjawa a ty mi tu z "laki dej"?

Pani cos wymamrotała, kończyło się to na "for" więc powiedziałam, że wiem , że dwadzieścia cztery, że spoko.... A ona , że for i for. I okazałao się że za 3 kg zadrukowanego papieru z przedmową Jeanette Winterson i wielka pożywką dla już dogasającej rozżalanki nad my cunt condition płace 4 funty. Spłynęła na mnie łaska i nosić musiałam tę cegłę przez najblizsz kilometrogodziny Soho.

Album jest jednak obłędny. Tracy Emin jest niezwykłą mieszanką. Gdyby produkowano piwo o smaku himalajskiej herbaty robionej z samych tipsów, to gdybyśmy dołożyli kroplę olejku z 1000 róż i wrzucili do tego peta - to może byłoby to coś podobnego.

Brak komentarzy: