Dziś na zajęciach z Wendo rozpierdoliłam grubą deskę na dwa kawałki swoją własną ręką.
Siły miałam tyle, że gdyby była grubsza - też nie byłoby problemu.
Ale nie o to chodzi.
Chodzi o to, że zobaczyłam - jak w soczewce - jak do tego podeszłam. Mogłam sobie prześledzić jak w slow motion proces podejmowania decyzji. Ze do zadania podchodzę pierwsza - jeśli wiem, że CHCE. Ze nie wierze w siebie i to, że cos robie dobrze od razu, bo dwa razy chcę poprawiać uderzenie ;) Ze jak zaufam intuicji, naturze i głośno krzyknę przy tym , to mogę bez bólu zrobić dużo. Wiem kiedy sie boję, waham i że do przebicia deski podchodziłam 7 lat. I gdyby nie cosiedmioletnie wietrzenie życia i złe rzeczy - to bym jej nie przebiłam.
Wiem o falstartach i zwalnianiu przy mecie.
A jak juz mi całe zycie staneło przed oczami, spłakałam sie i wykrzyczałam swoją radośc i na 2 minuty byłom boginia dla całej sali ;) to mi nie mogła wyjśc z głowy ta piosenka Kayah.

A rozwalanie deski gorąco polecam. Sosna - to jest to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz