czwartek, 3 września 2009

Ze nie ma dla mnie miejsca

Lepkie dni, kiedy wszyscy zaczynają chorować na polska przypadłość - czyli "ciśnienie" i kiedy wszyscy są przekonani, że tylko im tak niedobrze dopóki nie spotkają innych ludzi powinny mieć swoja oficjalna jednostkę chorobową, a przede wszystkim ogólnodostępny lek. Kabina deprywacyjna? Kapsuła SPA (lecz czy i ona nie wkurzy?) , pokoje dzwiękoszczelne wypełnione poduszkami? Dla mnie raczej piwanica na Brooklynie z duzym natęzeniem dźwięków, które wyrzucaja za mnie to co "cisnienie" podnosi.
Po calym dniu nad tekstami, osłabiona chorobą ide do Miejsca, by spotkać tam bandę mniej lub wiecej sklonowanych lolitek. Raczej dziewczyny, raczej w granicy dwudziestu, raczej w legginsach. Raczej chude. Wszystkie inne, a takie same. Każda ma laptop, kazda ma podobne marzenia. Wszystkie chcą do czegos co kiedys nazywało sie showbiznesem teraz nazywa się nie wiem jak, bo nie sledze, ale chyba nazywa sie gazeta. To, czego im zazdroszcze to czas. Kompletnie nie na swoim, moga spokojnie sączyć ekologiczny napój, bo przed nimi wszystko. Zaczyna mnie to uwierac, rozglądam sie za jakimś zlamasem konwencji. Moze ktos kto hip hop? Anyone? Moze jakis zagubiony etnolog co odnawia nagrobki Łemkowskie? Nie mowie, zeby to byl ktos z ksiązka, bo tu tez mnie zezre, ze oni czytają jeszcze (a chiałoby sie wrzucic do przegrodki bez mózgu i nie przejmowac się, że ja nie mam czasu, a potem siły). A tu nic. Rapid growth, development i share. Overshare. Wszedzie muzyka, wszedzie elektro, nikt juz nie slucha Nirvany.
Moze czas sie przenieść? Do obciachowych Włoch, gdzie ciepleji rzadzą kryształki? Jakies wschodnie Niemcy, jakas Alaska. Historie, podróz, powieść. Nie piszecie swoim życiem zadnego nawet opowiadania, i kazde z was , tak bezczelne w braku problemu boli mnie osobiscie. Za oknem przechodzi kolejna partia osób, ktore grają w swoim teledysku o stylizacji, na Nowy Jork a ja zastanawiam sie, czy nie czas na Podgórze choćby. Czy to po prostu poczatek szkoły, czy skończyla sie róznorodność? Moze jakaś Priscilla Królowa Pustyni, czy Tkaczyszyn Dycki z naszymi opowiesciami o przygranicznych wioskach? Dośc mam dziś tak spokojnie i rozważnie. Ale to dobre.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

momentami wydawałoby się że wzniesiesz się ponad to wszystko, polecisz i staniesz o krok dalej, jako przodowniczka nowych czasów, bo to co jest teraz jest już zasiedziałe takie, stęchłe kesro i brakuje rewolucji, ciękiej stróżki świadomości która wytyczy rzekę. a tu jednak psikus i... jesteś sentymentalna.beeez sensu.

a szkoda.

gdzie jest akceleracja i gdzie jest ta przysłowiowa podróż do indii? na pewno nie w powieściach o garażowym graniu sprzed x lat. pobudka!

Anonimowy pisze...

momentami wydawałoby się że wzniesiesz się ponad to wszystko, polecisz i staniesz o krok dalej, jako przodowniczka nowych czasów, bo to co jest teraz jest już zasiedziałe takie, stęchłe kesro i brakuje rewolucji, ciękiej stróżki świadomości która wytyczy rzekę. a tu jednak psikus i... jesteś sentymentalna.beeez sensu.

a szkoda.

gdzie jest akceleracja i gdzie jest ta przysłowiowa podróż do indii? na pewno nie w powieściach o garażowym graniu sprzed x lat. pobudka!

MJ

Anonimowy pisze...

przysłowiowa podróż do indii to dopiero ksero. akceleracja i bycie "zawsze z przodu" to jakiś głupawy wymysł popkultury. czasami właśnie trzeba się zatrzymać i rozejrzeć. że później chce się spierdalać od rzeczywistości to inna kwestia, no ale takie są chyba konsekwencje pobudki