Mozna nie lubić Annie Leibovitz. Ja na przyklad nie lubie jej komercyjnej fotografii. Uwielbiam za to jej zdjecie prywatne, osobisty reportaż o życiu. W ważacej kilka kilo książce jest WSZYSTKO. Normatywnie, nienormatywnie, miłośc, codzienność, śmierć, choroba, rodzina, seks, dzieci, Sarajewo, literatura... No i Sontag.
O tej ksiazce jeszcze napisze jakieś opus magnum. Na razie jednak napisze o filmie, który zobaczylam wczoraj. Albo nie. Pozostawił mi w głowie stupor powstaly z tego, ze za dużo. Dziś przypominaja mi się fragmenty. I nie wiem , czy najmocniejszym nie jest ten, że
Yoko Ono nadal płacze jak mówi o Lennonie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
dokładnie o tym samym fragmencie wczoraj pisałam w myślach bloga. ale nie wiem jak to zanotować.
bo to jest supermocne. bo film nie o niej, a takie punctum.gadajmy o tym, warto.
Prześlij komentarz