wcale nie jest łatwo. Choć wczoraj już tylko jedna drzemka. Choć łatwiej wstać i nawet idę nad Wisłę na jog. Słucham wtedy takich potwornych radio jak Eska czy inne tam Zetki - potrzebuję koszmarnego rytmu. Podejrzewam, ze znam wszystkie przeboje, które pojawiają się w Energy tutałzend.
No i socjalizacja. Nie ma jak pójść raz na jakiś czas do Psa i przenieść się do Krowy ("to Krowa jeszcze istnieje?"). Popatrzeć na męskie gremium, ktore kręci się wokół ogona zamiast powiedzieć Malcolm Lowry. Za to lubię Kraków. Wspólny onanizm zawsze w męskim gronie, jarajacym fajki tak, żeby dym wypuszczać jeszcze wtedy, kiedy go wdychasz. Szereg niewykorzystanych sytuacji, pomruki. I potem prawie wszyscy w jednym miejscu, ale to wcale nie znaczy, ze Kiwi nie obejjrzy meczu przy barze. Trzeba tam chodzić częsciej - przebić się na aryjską stronę.
Idę pod prysznic. Owsianka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz