poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Bonjour tristesse

Przyszło zupelnie nagle. A możę wróciło?
Moze ja wróciłam?

Po miesiącu ze stanem szczytowym - kiedy naładowana słońcem nie czułam ani złych uczuć, ani euforycznie dobrych - poczułam dziś rano COŚ. Coś jako pierwsze zaczęło boleć w gardle, porem w brzuchu , potem przeksztalciło się w poczucie samotności, lęk, zadyszkę. A ja - już umęczona tym, ze nic nie jest głębsze, ze wszystko jest ok, że czuje się jak na ciagłym cjaju lub w moim wewnętrznym stanie Kalifornia - poczułam się szczęśliwa. Już wiem, że nie będe wszystkiego przyjmowac ze spokojem, że czas nie bedzie elastyczny, że ludzie będą budzić moje emocje. Wróci zazdrość i ból - tęsknilam juz za nimi. Shopping mall z zadowoleniami powierzchownymi i opalona skóra miną. I jakby na pottwierdzenie tego - wszystko zaczyna świecić innymi literami: plan kinoteatru Uciecha na nastepne dni (Pora umierać / Moje życie beze mnie / Opowieści o zwyczajnym szaleństwie) cytaty z "Sierpnia" ("W lipcu ojciec mój wyjeżdzal do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszałamiających dni letnich. Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacji, której wszystkie karty pałały od blasku i miały na dnie slodki do omdlenia miąższ zlotych gruszek") które sa już no more, bo blask - i to chyba najważniejsze i to chyba powód mojego powrotu - zamienił sie w słońce wrześniowe, temperatura przeszła w chłód. Zacznie się wrzesień

bedzie bardziej pod Czechowa. A ja będe próbowała nie przestraszyc sie tego, ze to juz teraz, że czuję jesień i że nie da się tego zakląć czarami z dzieciństwa - zwykłym sniadaniem z bułki z żóltym serem, bo przecież pomidory też nie mają juz racji bytu...

1 komentarz:

Aga pisze...

no i dzięki Bartek.