Gubi się historia. Zaczyna się poczucie winy, że ktoś już napisał, ze czeka, ze przecież bylam w Pradze i tyle się działo i że co, tak zapomnieć samej? Zbiorę się, napiszę. Ale dziś podróż do Kielc, pośrednio, zeby zaglosować, gwałt na kubkach smakowych mojej mamy - czyli pierwsza jej wizyta w McDonalds i frytki... I całe dziecinstwo w obrazkach zza okna samochodu - jestem maksymalnie przywiązana do lasow mieszanych, ukształtowania terenu, na starośc zrobie się jak Kolski...
Zapachy, jaskółki, dęby i szerokie niebo. Truskawki. Czerwiec.
“…For Heaven only knows why one loves it so, how one sees it so, making it up, building it round one tumbling it, creating it every moment afresh,; but the veriest frumps, the most dejected of miseries sitting on doorsteps (drink their downfall) do the same; can’t be dealt with, she felt positive, by Acts of Parliament for that very reason: they love life. In people’s eyes, in the swing, tramp, and trudge; in the bellow and the uproar; the carriages, motor cars, omnibuses, vans, sandwich men shuffling and swinging; brass brands; barrel organs; in the triumph and the jingle and the strange high singing of some aeroplane overhead was what she loved; life; London; this moment of June.”
Potrzebuję go bardzo. To ubranie mojego kręgosłupa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz