środa, 18 marca 2009

...

Wracam do domu i otwierając drzwi, wypakowując zakupy i skopując buty z nóg myślę, że tęsknię za swoim życiem. Teraz, pare godzin później rozpoznaje je idealnie. W zbitej ciasno masie, z ktorej wystają luźno sznureczki nic nie jest oczywiste, jednak ma ona niezwykłą tendencje do zanikania, mataczenia i rozczulania sie nad swoim losem. Pomaga rozmowa, pomaga przede wszystkim jakiś twórczy proces, którego efekty nie są "umysłowe". Niektórzy musza posprzątać, na mnie lepiej dziala gotowanie. Pasja z jaką niszczę salatę (drę na kawałki), kroję pomidory, strugam manchego nie ustaje przy miksowaniu humusu z mietą, jednak opada, kiedy trzeba wyłuskać mieso z rozmarynu i odrzucić czosnek. A potem umyc ręce stalowym mydłem, by nie pachnialy, oczyścic się z procesu, wydobyć z niego ze spokojem. Byłe jest juz byle. I liczy sie to, co zaraz. Ciekawe ile to potrwa.

Brak komentarzy: