czwartek, 12 lutego 2009

Odchorowuję 48 intensywnych godzin w Warszawie

po intensywnym weekendzie w Krakowie - wernisaż Vincenta, urodziny Szklarz i Borowskiego (ona w piórach i on w śledziu odpływają w limuzyną ww stronę ciemności, a na torcie widnieje karciany król i królowa), rozdanie nagród GW (dostaliśmy, dostaliśmy... dziękujemy, jestem z siebie dumna) i właściwie nie wiem co jeszcze.... Grunt w tym że ślęczę nad testem (klient przez telefon mówi, że chce popełnić samobójstwo - co robisz?)i mam mentalnego/intelektualnego kaca... A od jutra znów coaching i znów mnie nie będzie... Łapcie mnie (przypomina to tablicę ogłoszeń?) po 17, angażujcie, zabierajcie ze sobą i pokazujcie coś. Nadaję się.

A w Warszawie cudownie. Oddech. Dzięki wam, konstelacjo miejska. Az mi się zrobiło smutno, jak tu wróciłam.

Brak komentarzy: