wtorek, 29 grudnia 2009

Jest taki czas

ie jak że chciałoby sie na chwile zniknąć i wrócić po pewnym czasie. I ja to teraz mam. Zawsze w okolicach nowego roku. Nawarswianie sie wątków, nieregulraności, choćby pracy, wytracenie z własnego trybu życia, przemieszczenia. Ustalenia, przymusy. Decyzje. Uff. Podsumowania.
Wszystko napada mna mnie bezszelestnie, bezwiednie, kierując sie na mnie jak samonaprowadzajacy sie pocisk.

Pamiętam, że zawsze trochę tak było, ale trochę, że w dzieciństwie był to dość szary czas, rozswietlany wizytami do sklepów, żeby popatrzeć na sukienki. W telewizji pojawiały się panie, które pokazywały lakier z brokatem. I makijaż na Sylwestra.


Teraz, w ten czas robie sie nieznosna jak znajomi mistycy, którym niezdrowo świecą się oczy. Wszystko jest nie tak, a najbardziej ja. Nie ma przyszłości, fajne teksty pisza inni, a najlepiej trzy roczniki w dół. Stan bezwolnosci rozbijają inni, co chcą, a zaskakuje mnie to w stopniu z jednej strony wielkim, z drugiej - nie jestem na tyle otwarta, żeby wielki stopień mógł na dłużej zatrzymać się w glowie.

Gdybym była religijna, poleżałabym sobie teraz krzyżem. A tak przychodzi mi na myśl asram lub klasztor, w ktorym i tak bym zwariowała. Postanawiam wiec, że należy po raz pierwszy w zyciu mieć 18 lat, przebrac się za Panią Smith, zabrac Pana Smith i pojechac gdzieś, zmieniając czesto miejsca pobytu oraz tożsamość. Nie spodziewajcie sie mnie, będe niespodziana.

1 komentarz:

Dagmara Fafińska pisze...

Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.