nareszcie przyszedł stan, który leczy.
ustawia mózg w kierunku wschodnim.
wyjrzałam przez okno i jeszcze nie poczulam, przyszlo po chwili z lawiną wspomnień, z szwendaczem i pociągerem. z mini-stasiukiem uczepionym rękawiczki. od razu pojechalam, by wsiążść w pociąg, by doznać podrózy, by udać się do DOMU. od razu wiem, ze dom na wsi, ze Breughel się liczy, zę rysunek brzydkiej, odrapanej morelowej stacji kolejowej w rozmiarze szklanki - wydobędzie sie pod wpływem niewielkiej zawiei.
to taki troche obciachowy stan. stan, kiedy liczy się Boże Narodzenie. i kiedy wchodzi się do księgarni i szuka wspomnianego Stasiuka i Tokarczuk. Taki wygnaniec. Że Lanckorona i że ubranie z polaru, bo ciepło. i że skrzypi pod butami i ze chce się czuć zapachy. polska skandynawia w skali duchowej.
tak się ciesze, ze przyszła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz