niedziela, 16 marca 2008

Dyscyplina

Zawsze tak było. Gdyby dyscyplina była tylko krótkim narzędziem zakończonym niechybnym skutkiem - łatwiej b mi było ja posiąść. Nigdy mi się to nie udało. Gdy zastanawiam sie nad listą moich daily habitów na myśl przychodzą mi tylko miłosne, podyktowane raczej uczuciem niż dyscypliną... Może gdybym była matką umiałabym jakieś wykształcić?
Stąd brak wpisów. Tak przynajmniej mi sie wydawało, kiedy zaczynałam ten wpis. Potem przyszło mi do głowy coś innego. Stochastycznośc to raz - leży już w nazwie tego bloga. Coraz większa samoswiadomość to dwa.
Ja wiem , że nie chce pisać bloga wiec go nie piszę. Mimo, że to fajne, że przyjaciele chcą czytać.

Parę dni temu okazało sie, że mogę lecieć na tydzień do Hong Kongu. Właściwie wszystko było: czas/pieniądze/bilet/chęć. Byłam już prawie mentalnie w podróży. 10 dni u Wong Kar Waia. I nagle mnie oświeciło: niezależnie od tego jak najzajebistsza nie jawiłaby się obiektywnie ta podroż JA NIE CHE JECHAC. Ta świadomość - i to, że sobie na nią pozwoliłam nie myśląc o tym co powiedzą inni :) Jestem sobą. Może po raz pierwszy od dawna. Nasycam czas.

To trochę tak po chorobie i 3 dniach z goraczką podczas których zobaczyłam wszelkie możliwe zacieki na suficie... Trochę po wędrówkach w czasoprzestrzeni.

I nawet wtedy, kiedy to piszę włącza się przypadkiem telefon w kieszenie Karola chodzącego po Nowym Jorku i podsłuchuję sobie jak chodzi po ulicach Wielkiego Jabłka. Nawet bez Hong Kongu życie jest fajnym stworem.

Brak komentarzy: